Załamana kobiecina 26.09.2024 19:19
Wiem, znowu powracam jak bumerang. Z podobnymi problemami. A pewnie są poważniejsze kłopoty na świecie od moich. Mimo to czuję, jak mnie to przerasta.(...)
No tak...
Porzucenie przez kogoś, kogo się kochało, jest trudnym doświadczeniem. Chyba wielu w takiej sytuacji zdarza się, że rozum swoje, a serce swoje. Że człowiek wie, że nic z tego już nie będzie, a mimo wszystko bardzo chciałby, żeby było. Że właściwie to powinno się tego kogoś znielubić, ale dalej jest się gotowym, na pierwsze skinięcie, do niego wrócić. To, że w podobny sposób przeżywasz tę swoją sytuację na pewno nie jest żadnym grzechem. Grzechem może być tylko wybór zła. Choć w jakiejś mierze świadomy i dobrowolny. A co złego jest w tych Twoich rozterkach? Jaki tu Twój wybór? Nie ma mowy o grzechu. Zwłaszcza że - pamiętaj - uczucia nie są w sensie moralnym ani dobre ani złe. Liczą się konkretne ludzkie postawy, ludzkie czyny. I jeśli chodzi o robienie czegoś dobrego i jeśli chodzi o grzech. Uczucia mogą pchać w tym czy innym kierunku, ale to jeszcze nie jest ani dobre ani złe. Więcej o uczuciach w kontekście moralności znajdziesz TUTAJ
Podsumowując: nie jest żadnym grzechem, że tak rozstanie przeżywasz. Nie musisz też wyrzucić pamiątek związanych z Twoim byłym chłopakiem.
Czy jesteś niezrównoważona... Tu też trzeba chyba wrócić do tego , co napisałem wyżej o uczuciach, emocjach. Z perspektywy moralnej nie ma znaczenia, czy jesteś impulsywna czy nie, czy masz skłonności do histeryzowania czy nie. Ważne co się w związku z tym dzieje. Jeśli w złości zaczniesz boksować poduszkę, nie ma w tym przecież nic złego; żaden to grzech. Jeśli boli Cię i płaczesz, gdy ktoś Cię skrytykuje - podobnie. Przecież ani jedno ani drugie nie jest wyborem zła, prawda?...
A czy mając taki charakter możesz się z kimś związać... Oczywiście. Jeśli chłopak pokocha Cię taką jaka jesteś, żadna w tym dla niego krzywda. Każdy ma jakieś cechy charakteru, które komuś mogą się nie podobać. Przecież to nie jest tak, że ludzie się pobierają z ideałami. Jeśli komuś tak by się wydawało, to byłoby pewnie nawet źle, bo znaczyłoby raczej, że tych wad nie widzi i odkrycie ich jeszcze przed nim...
Że bardzo byś chciała być kochana przez jakiegoś chłopaka... To zdaje się całkiem normalne. To marzenie wielu kobiet. Nie powiem że wszystkich, bo na pewno różnie to bywa. Powiem - jak przypuszczasz - żeś młoda i masz jeszcze czas? Nie do końca tak to bym chciał powiedzieć. Nie o czas jaki jeszcze masz tu chodzi, ale o to rozglądanie się za ukochanym. Nie panikuj. Jeśli nawet miałabyś do końca życia zostać sama, to czy to naprawdę takie wielkie nieszczęście? Przecież nie tylko w małżeństwie można kochać i w sumie także czuć się kochanym, a przynajmniej lubianym przez otoczenie. Chyba lepiej nie szukać chłopaka, tylko kochać. Swoich bliskich, swoich przyjaciół. Służyć im dobrym słowem, dobrą radą, czasem jakąś pomocą. A jeśli znajdzie się w Twoim otoczeniu ktoś, z kim będziesz się dobrze rozumiała, z kim chętnie będziesz się spotykała.... Trudno mówić, bym miał w tym wielkie doświadczenie, ale wydaje mi się, że wśród dorosłych jest inaczej niż w wielu mocno młodzieńczym. W tym drugim oczekuje się deklaracji: jesteśmy parą. W tym pierwszym deklaracja przychodzi z czasem, gdy to, że jesteśmy razem jest już jakąś oczywistością, bo lubimy się, często spotykamy.... Podsumowując: nie panikuj.
A co do modlitwy... Modlitwa nie jest zaklęciem. To nie jest tak, że odpowiednio dobrana rozwiązuje konkretny problem. To tak nie działa. Modlitwa - przypomnij sobie definicję - to spotkanie z Bogiem (częściej mówi się, że to rozmowa z Bogiem, ale to chyba jednak nie tak). Szukaj więc nie zaklęcia, które sprawi, że poradzisz sobie z problemami, ale po prostu, módl się. Jak? Proponuje, byś poszła do kościoła, uklękła przed Najświętszym Sakramentem i po prostu powiedziała Jezusowi o wszystkim, co Cię trapi. Prosząc Go też o to, żeby pomógł Ci tych problemów czy niepokojów się pozbyć. Tak zwyczajnie, własnymi słowami....
Możesz też prosić o wstawiennictwo świętych. Choćby Maryję. Jej też możesz powierzać swoje życie. Nie używając jakichś gotowych formuł ale mówiąc w czym rzecz...
J.