Kasia 27.04.2010 01:04
Szczęść Boże. Jeśli fatyguję pytaniem, które zostało już zadane, przepraszam. Nie znalazłam na nie odpowiedzi, szukając. Byćmoże pytanie jest głupie i naiwne, ale to przecież miejsce dla szukających. Problem polega na tym, na ile mogę pozwolić sobie z moim chłopakiem. Na dobrą sprawę nawet zwykły pocałunek w usta czy z pozoru niewinne przytulenie może być źródłem podniecenia seksualnego. Skoro się sobie podobamy jako para, siłą rzeczy jakoś się pożądamy. Jak w takim razie odnieść się do naszej seksualności? Ja, gdy czuję, że ponoszą mnie emocje, jeszcze w trakcie pieszczot ofiarowuję tę naszą bliskość Bogu, modlę się za mojego partnera, za siebie, naszą miłość i czystość intencji. Taka modlitwa rzeczywiście oczyszcza intencje. Daje pragnienie szczęścia drugiej osoby ponad szukanie własnej przyjemności. Ale czy to nie jest po prostu oszukiwanie samej siebie? Wiem, że nie ma grubej kreski między tym, co wolno, a czego nie, ale jakoś nie potrafię sobie tego poukładać. Nie wiem też do końca, jak się z tego spowiadać i czy się spowiadać, skoro moje intencje są czyste, a gdy przestają być, to się modlę i uzyskuję czystość intencji. Skoro seksualność jest naszą tak integralną częścią, to chyba nie można sobie jej odmówić zupełnie. Przecież całkiem nierozładowywane potrzeby seksualne, zwłaszcza, gdy mamy partnera, mogą odcisnąć się nawet na psychice człowieka. Poza tym, czy całkiem niespełniane potrzeby seksualne przed ślubem nie mogą zaszkodzić na późniejsze relacje fizyczne już w małżeństwie? Nie chcę prowokować,ale naprawdę nie do końca umiem sobie to poukładać. I jak w takim razie odnieść się do "Pieśni nad pieśniami", w której oblubieńcy pieścili się jeszcze przed ślubem? Słyszałam o interpretacji, że to miłość Boga do kościoła, ale porównanie tej najczystszej miłości nie wygląda tu tak czysto. Jak mam to rozumieć? Chciałabym uniknąć skrupulanctwa, ale także nie chcę naginać sumienia do własnej idei. Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam.
Trudno wchodzić w Twoje relacje z chłopakiem z centymetrem, termometrem czy ciśnieniomierzem. Sama wiesz, co się podczas pieszczot dzieje z Tobą, co z Twoim chłopakiem. I sama jakoś próbujesz nadać temu jakiś Bozy wymiar, ale...
Jest w Twoim pytaniu coś, co nie pozwala powiedzieć, że na pewno nie ma problemu. Piszesz: "Skoro seksualność jest naszą tak integralną częścią, to chyba nie można sobie jej odmówić zupełnie". Czyli sama to, co robicie uważasz za przejaw seksualności. Jasne, już samo bycie kobietą czy mężczyzną jest w jakimś sensie seksualne. Kształt ciała, rysy twarzy, głos, poruszanie się, mogą być dla przeciwnej płci zawsze podniecające. Ale Ty chyba nie to masz na myśli. Robicie coś, co Twoim zdaniem jest pewnym ustępstwem na rzecz seksualności. I tłumaczysz w następnym zdaniu "Przecież całkiem nierozładowywane potrzeby seksualne, zwłaszcza, gdy mamy partnera, mogą odcisnąć się nawet na psychice człowieka". Czyli ze jakoś rozładowujesz ma swoje potrzeby seksualne...
Może jako młoda kobieta jesteś inna, ale Twój chłopak ma pewnie spore kłopoty z zachowaniem czystości, gdy już się rozstaniecie. Przecież to nie jest tak, że napięcie spada, gdy potrzeba nie zostaje do końca zaspokojona. Wręcz przeciwnie. Raz zapalony stos drewna trudno ugasić. Siłą rzeczy nieraz się nie uda i ogień go strawi do końca. Nie jest tak z wami?
Koncentrujcie się raczej na poznaniu siebie, nie swoich ciał. Rozmawiajcie, okazujcie sobie czułość, bądźcie blisko siebie duchem, ale swoje ciała jednak próbujcie powściągać... Zgoda na przyjemność seksualną poza małżeństwem jest zawsze grzechem... Jasne, trudno czasem odróznić co jest przyjemnością seksualna, a co innym jej rodzajem. Ale wtedy ważny jest kontekst...
Co do Pieśni nad pieśniami... Warto chyba pamiętać, że to jest Stary Testament. W Izraelu np. długo tolerowano wielożeństwo. A przecież już w czasach Jezusa Żydzi go nie praktykowali. Tym bardziej chrześcijanie. Więc trudno wyciagać z Pieśni nad pieśniami szczegółowe wnioski co to tego, jak się powinni zachowywac narzeczeni...
J.