emka-gz 09.12.2009 00:21

Ponownie wracam do mojego pytania dotyczącego zabiegu inseminacji w mojej rodzinie, a właściwie chodzi o odpowiedź, którą w tej kwestii otrzymałam.
Czy mówienie głośno, że jest to niezgodne z nauką Kościoła jest piętnowaniem osoby? Czy to znaczy, że słysząc takie dyskusje powinnam nie zajmować stanowiska, by tej osobie nie robić przykrości? Czy, wreszcie, powinnam się nie odzywać, bo to przecież nie moja sprawa lecz tej osoby i jej moralność, i jak pisze odpowiadający, sama przed Bogiem za to odpowie? A co z naszą moralnością czy milczenie w tak ważnej kwestii jest w porządku wobec Boga?


Naprawdę w takiej sytuacji łatwiej jest milczeć i nie zajmować stanowiska, nie narażmy się znajomym a w moim przypadku nie narażamy się rodzinie. Ale czy jesteśmy w porządku wobec Boga? Czy milczenie w takim razie nie jest zgodą na zło, a więc czy nie popełniamy tak zwanego grzechu cudzego? A co z uczynkami miłosiernymi-konkretnie Grzesznych UPOMINAĆ?

Pytam, bo do dzisiaj ponoszę konsekwencję swojego postępowania, zachowanie najbliższej rodziny wobec mnie zmieniło się, oczywiście na moją niekorzyść. Bardzo z tego powodu cierpię, bo są to dla mnie najbliższe osoby i zupełnie zgłupiałam. Nie wiem jak się w takich sytuacjach zachowywać: milczeć i mieć "święty spokój"- to bardzo wygodne rozwiązanie, czy mówić prawdę narażając się na przykre konsekwencje rodziny. Mąż twierdzi,że mówienie w takich okolicznościach o stanowisku Kościoła było nietaktem z mojej strony, że nie jest to moja sprawa, a ja się wymądrzam, przecież nie każdy wierzy tak jak ja.

I ostatnie kwestia z odpowiedzi. pisze odpowiadający, że dzieciom,które były świadkiem wydarzenia należy powiedzieć prawdę, że trzeba traktować nauczanie Kościoła na serio. Całym sercem się z tym zgadzam, tylko czy wystarczą same słowa? A gdy się coś dzieje to milczymy i udajemy,że wszystko jest dobrze. Robimy dobrą minę do złej gry. Zachowałam się tak, bo traktuje Boże przykazania na serio i mówienie w dzisiejszym świecie o nauczaniu Kościoła jest niezwykle trudne, a jak się okazuje nawet w rodzinie chrześcijańskiej bardzo niewygodne. Wciąż słyszymy argumenty jestem wierzący, lecz.............. chciałoby się powiedzieć wybieram zło i jeszcze słyszymy argumenty, które nas MUSZĄ przekonać, że taka osoba postępuje właściwie. Jeśli wypowiadamy swoje racje niestety jesteśmy napiętnowani : Jesteś niedzisiejsza, staroświecka czy moherowy beret. Po co się na te przykrości narażać i to w gronie osób najbliższych, tych na których nam najbardziej zależy, których kochamy i pragniemy dla niech Zbawienia.

Odpowiedź:

Jeśli do zabiegu in vitro już doszło - a tak odpowiadający zrozumiał Pani wcześniejsze pytanie - to nie ma sensu sprawy drążyć. Bo niczego to już nie zmieni. Wystarczy, że przedstawiła Pani swoje zdanie. Zresztą... Cóż napisałem w poprzedniej odpowiedzi, co spowodowało Pani lawinę oskarżeń?

Odpowiadający nie piętnował by tej osoby. To rzeczywiście jej sprawa i ona sama zda o tym sprawę przed Bogiem. Także z tego, ze dziś, być może, świętokradzko przyjmuje Komunię...

Dalsza część wypowiedzi to przyznanie Pani racji. Czy te trzy zdania rzeczywiście zasługują na taką erupcję retorycznych pytań, sugerujących, ze odpowiadający radzi coś niemoralnego?

W upominaniu właśnie o to chodzi, by nie stało się ono ważniejsze od przykazania miłości. By upominanie miało sens, musi być szansa powodzenia takiego upomnienia. Nie powinno też ono wprowadzać więcej zła, niż to, którego pragnie się uniknąć... Szerzej napisałem o tym TUTAJ ... Na pewno w upominaniu nie chodzi o to, by postawić na swoim...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg