studentka 19.11.2009 21:32
Pewien Mężczyzna (dobry znajomy) stał się dla mnie jak narkotyk. Kocham Go, ale jak bliźniego, a nie jak mężczyznę. Ciągle o Nim myślę, boli mnie (wręcz rozrywa i rzuca) jak sie nie odzywa, nie realizuje swoich obietnic, a ja ciągle czekam tylko na Niego. Taki stan trwa ponad dwa lata, czyli tyle ile sie znamy. Jestem zazdrosna o każdą dziewczyne i godzine, w której sie nie odzywa (wiem, że to złe, ale jak sie tego pozbyć? Jest coraz silniejszy i bardziej nieznośny, próbuję z tym walczyć, ale nic nie pomaga. To uzależnienie mnie przeraża. Przysłonił mi wszystko prócz Boga, który nadal jest na pierwszym miejscu. Chciałam zapytać czy to może być złe? Czy taka znajomość, to co się ze mną dzieje może być sprawką złego, albo popadać pod chorobe psychiczną?
zagubiona