20.12.2008 18:52
Zdarzały mi się dłuższe wyjazdy, na którym spotykają się ludzie z całej Polski. W dwóch przypadkach po wyjeździe znanej mi osoby okazało się, że coś zostawiła i dobrze by było, gdyby ktoś jej to przekazał. Dałam sobie „wepchnąć” to zadanie. Jedna z tych sytuacji się w zasadzie rozwiązała - powiadomiłam osobę, że mam jej rzeczy i jeżeli chce, to ma je odebrać. Nigdy tego nie zrobiła. Może kiedyś odgrzebię jej adres i wyślę paczkę, ale skoro wiedząc że to u mnie leży nie chce odebrać, widać nie jest to ważne. Gorzej z drugą – przywiozłam do domu czyjąś suszarkę i powiedziałam rodzicom (byłam jeszcze nastolatką), że trzeba oddać. Oni na to, że to przecież zepsute (była zdaje się sklejona plastrem, ale jeszcze działała) i nie ma co oddawać. Położyliśmy gdzieś w szafie i tyle – założyłam, że jeżeli osoba się ze mną skontaktuje to jej przekażę że mam do oddania. Kontaktu jednak nie było i sprawa się nigdy nie wyjaśniła, o wszystkim zapomniałam. Niedawno zdałam sobie sprawę, że mam/miałam przecież u siebie czyjąś przetrzymaną rzecz. Ale nie wiem nawet czy mam gdzieś adres tej osoby, czy jest on aktualny ani czy jest w domu ta suszarka. Nawet gdyby była, to nieco dziwnie byłoby po latach bez kontaktu wysyłać komuś starą suszarkę. Niby można by wysłać pieniądze, ale imienne przekazanie pieniędzy przez kogoś, kto od lat się nie odzywał jest chyba równie dziwne (a „podrzucenie” anonimową pocztą nie jest bezpiecznym sposobem). Poza tym trudno takie coś wycenić, a osoba jednak zapomniała suszarki, nie pieniędzy.
W związku z tym pytanie – jeżeli rzecz jest ukradziona, to ma się ścisły obowiązek zadośćuczynienia (ukradzione oddać) ale czy w takim wypadu obowiązuje ta sama zasada i o szczegóły powinnam przy najbliższej spowiedzi zapytać spowiednika? Według tego, co pisał kiedyś odpowiadający, jeżeli rzecz była pożyczona i nie zwrócona niechcący, wina jest mniejsza. A w takim wypadku? Póki co ofiarowałam w intencji tej osoby jałmużnę.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego