AMAJ 01.12.2008 20:22

Witam serdecznie!
Od pewnego czasu szukam odpowiedzi na następujące pytania:
* w jaki sposób interpretować miłość braterską, o której mówi Pan Jezus w "Przykazaniu Miłości". Mam na myśli stosunek do drugiego człowieka - sąsiada (starszej osoby) w sytuacji, kiedy każda wizyta, zainteresowanie, czy jakikolwiek kontakt jest sprowadzeniem do zarzutów pod adresem osoby bliskiej uwikłanej w problem alkoholowy (a więc czyny wykonywane niejako bez logicznego używania rozumu, kierowane chwilowym niezrozumiałym powszechnie rozumowaniem, na który absolutnie nie ma wpływu żadna osoba "żyjąca" obok.). Często jest to wyżalanie się i zrzucanie całego życiowego nieszczęścia pod moim adresem...itp. nie mogę tego ani zrozumieć, ani przed tym się wybronić tłumacząc swoją bezsilność. sama wystarczająco "obrywam" z powodu przebywania z alkoholikiem i jeszcze mam dokładane więcej... przestałam kontaktować się z Tą osobą chociaż mam gdzieś wewnętrzny niepokój... proszę o pomoc! Czy w takiej sytuacji ja mogę przyjmować Pana Jezusa? Tym bardziej, że ostatnie zaostrzone kontakty wywołują we mnie jakąś kłopotliwą niechęć w stosunku do sąsiadki?

Odpowiedź:

Odpowiadający nie jest pewien, kto ma problem alkoholowy. Osoba bliska Pani (jak się wydaje), czy sąsiadowi... Może to nie jest aż tak istotne...

Grzechem ciężkim może być tylko wielka krzywda wyrządzona bliźniemu (oczywiście Bogu lub sobie też, ale to inna sytuacja). Brak kontaktu może boleć, prawda. Nie jest moralnie obojętne, czy odzywamy się do sąsiada czy nie. Ale nie wydaje się, by unikanie kontaktu było grzechem ciężkim. Zwłaszcza w opisanej przez Panią sytuacji, gdy nie chodzi o niechęć do tej osoby, ale niemożność poradzenia sobie z tym, co na Panią zrzuca. Nie próbuję Pani zachęcać do odnowienia kontaktu. O tym zdecyduje Pani sama, bo to naprawdę trudna sytuacja. Ale na pewno nie popełnia Pani grzechu ciężkiego, gdy kontaktu unika...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg