A 07.10.2008 22:47

Mam ogromny i zawiły problem natury moralno-etycznej. Liczę zę znajdzie się ktoś, kto popatrzy na to "z boku" i oceni obiektywnie, co mam dalej zrobić:
Mam 30 lat i dwójkę rodzenstwa - młodszą siostrę i starszego o 9 lat brata.Mieszkam razem z mężem (slub w 2001 r.) w domu rodzinnym, który rodzice aktem notarialnym mi przekazali kilka lat temu. Siostra jest panną, studiuje i mieszka jeszcze z nami, podobnie jak mama (ktora teraz jest wdową) - to im gwarantuje akt notarialny.

Ponieważ losy brata nie potoczyły się najlepiej (2 zony, 2 dzieci - z róznych mam, kilka przelotnych znajomości, brak dachu nad głową, próba samobójcza) podjęlismy blisko 4 lata temu decyzję ze go sprowadzimy do nas,zeby mogl "stanąc na nogi" i uporządkować sobie zycie.

Rok temu podjelam probe rozmowy z bratem na temat jego planow na przyszlosc ale efekt był taki,ze brat nie chcial planami sie dzielic tylko spytał : "mam się wyprowadzic,tak?...no to ok....za rok? moze byc? pasuje wam?". Na tym rozmowa (ktora jeszcze sie nie rozpoczeła) zostala przez niego zakonczona.

Obecnie minął ów termin wyprowadzki, ktory brat sam sobie wyznaczył, niestety on o tym w ogole nie wspomina. Chciałabym zeby brat sie jednak usamodzielnił i opuscił nasz dom, ale (jak obserwuję) mama by go najchętniej zatrzymała przy sobie. O tej wyprowadzce niechętnie się wypowiada siostra i tez racej jest za tym zeby wszystko zostało po staremu.

Mnie sie to zupelnie nie podoba. Jest dorosły i powinien jakos uporządkowac swoje sprawy. Uwazam ze miał wystarczająco duzo czasu na usamodzielnenie i uregulowanie zobowiązan (komornik).

Na domiar złego jego zachowanie wiele nie odbiega od tego,jakie było wczesniej (spotyka sie z roznymi kobietami rownoczesnie), na co mama patrzy "przez palce".
Ponadto jego obecnosć powoduje niepotrzebne spięcia w domu, ktorych przed jego przyjazdem nie było.
Proszę poradźcie, jak mam z tego wybrnąc.
Faktem jest,że od tych wszystkich dobrych rad udzielanych przez znajomych zagubiłam gdzies zdolnośc trzeźwego myslenia.

Miotam się, bo chcę być w zgodzie z Bogiem,samą sobą, najblizszymi.
Maż uważa, ze skoro brat podjął decyzję to teraz slowa winien dotrzymac i my powinnismy sie o to upomnieć.

Mam nadzieję, że istnieje mimo wszystko jakiś złoty środek na tą naprawdę zagmatwaną sytuację.Pozdrawiam.Szczęść Boże.

Odpowiedź:

Rzeczywiście, trudno tu radzić. Wydaje się, ze najsensowniej byłoby rzeczywiście powrócić do rozmowy z bratem. Nie chodzi by go wyrzucać, ale żeby przynaglić do "stanięcia na nogi". Wbrew pozorom mogłoby to mieć dla niego zbawienne skutki. Ale musi Pani sama ocenić, jak będzie lepiej: pozwolić mu mieszkać czy przynaglić do przeprowadzki. Zawsze trzeba w takich razach kierować się przede wszystkim dobrem człowieka... Chyba jakoś tak...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg