P. 11.07.2008 16:28
Witam.
Mam pewien problem. Wbrew pozorom dosyć poważny. Gdyby komuś chciało się przeczytać to co napisałem i pomóc mi go rozwiązeć tak, jak tylko potrafi, to mu za to z góry serdecznie dziękuję.
"Bóg sprzeciwia się pysznym, pokornym zaś daje łaskę". W tym właśnie rzecz. Kiedy modlę się o jakąś łaskę do Boga i zostaję wysłuchany, popadam w jakiś dziwny rodzaj pychy, niezależnej ode mnie. Staram się z nią walczyć jak tylko mogę ale chyba w moim przypadku jest to uwarunkowane w jakiś sposób psychologicznie, niezależnie od mojej woli. Z jednej strony cieszę się bardzo, z drugiej, nie potrafię się modlić z taką gorliwością i skupieniem dziekując Bogu jak wtedy kiedy go o coś prosiłem. Znowu mam obawy, że stracę ducha modlitwy, nie będę umiał się modlić tak jak trzeba i już Bóg mnie w żadnej sprawie nie wysłucha, a wtedy całe życie zwali mi się na głowę, bo wiem na pewno że "bez Niego nic nie mogę uczynić". Niekiedy mija to stopniowo z czasem, a niekiedy trwa aż dotąd, dopóki nie doświadczę jakiegoś cierpienia i "odzyskam" swój dawny sposób bycia w wierze gdy chodzi o modlitwę. Trzeba dodać, że już w wyniku znalezienia się w takim stanie doświadczam cierpienia i wciąż modlę się o pokorę. Pycha o której piszę, nie wpływa zbyt negatywnie na kontakty z innymi ludźmi, nie wynoszę się nad innych, a jeśli już, to w jakiś drobiazgowy, niezależny ode mnie sposób. Więc pycha, która pojawia się wbrew mojej woli i staram się jej pozbyć jak tylko mogę, nie może być uznana za jakikolwiek grzech, nawet lekki?
2. Czy możliwe że Bóg mnie zrozumie i zbagatelizuje fakt, że popadłem w tą pychę i wyobrazi sobie że moja modlitwa wygląda wówczas tak jak wtedy, gdy ta pierwsza nie miała jeszcze wplywu na mnie?
3. Św. Tomasz z Akwinu pisał, że wiara jest w dużej mierze łaską Bożą, której człowiek sam z siebie nie może do końca wydobyć, z resztą jest napisane: "nikt nie może bez pomocy Ducha powiedzieć: Panem jest Jezus", czy zatem podobnie ma się sprawą z pokorą, nik nie posiądzie takiej jak należy bez pomocy Bożej?