mamuska 09.04.2008 00:55
Szczęść Boże. Moja siostra, porzucona wcześniej przez męża, związała się z innym mężczyzną, również rozwiedzionym. Jest to bardzo udany, szczęśliwy związek, tyle że niesakramentalny. Rodzina generalnie cieszy się, że dziewczyna "doszła do siebie", bo z powodu męża bardzo cierpiała. Szczerze przyznaję, że "po ludzku" ja też się cieszę, w sumieniu nie mam żadnego problemu z zaakceptowaniem tego stanu rzeczy. Ja wiem, ze to sytuacja sprzeczn z nauką Kościoła, ale cieszę się szczęściem mojej siostry. Tymczasem np. mój mąż okazał się bardziej pryncypialny, boczy się, po prostu jego to gorszy. Trochę wydaje mi się to nazbyt świętoszkowate. ale może ma słuszność? Oto pytanie: Czy jako katolicy powinniśmy przy każdej okazji "zajmować stanowisko" i "dawać świadectwo" naszych zasad? Czy słuchać własnych uczuć, i sumienia? Zresztą ja powiedziałam siostrze, co mówi nasza wiara - raz czy dwa, wysłuchała, powiedziała, że szanuje ale wybiera po swojemu. Jak dla mnie - sprawa jest zamknięta. Modlę się w intencji siostry, ale bynajmniej nie o to, żeby porzuciła ukochanego człowieka, tylko ogólnie, żeby Pan Bóg o niej pamiętał i prowadził po swojemu. Może to zbyt "letnie"? Moja koleżanka, bardzo zasadnicza, nie utrzymuje żadnych kontaktów z partnerką swojego brata, jego zaprasza ale bez niej itp. Może i ja powinnam traktować podobnie swojego "niby-szwagra"?
I drugie pytanie na podobny temat: bliski przyjaciel jest gejem, jak na razie "niepraktykującym" (jest wierzący), ale wiadomo - może się zdarzyć, że jednak się to zmieni. Przypuśćmy, że pewnego dnia powie: poznaj mojego chłopaka. Jak sobie to wyobrażam, myślę, że w głębi duszy ucieszyłabym się szczęściem przyjaciela, i jego ulgą, że nie jest już sam. I znowu: co z tym hipotetycznym fantem zrobić? Spotykać się z nimi, czy tylko z jednym, czy wcale? Nie wyobrażam sobie, żeby można było odtrącić przyjaciela z powodu jego grzechów, które nie są naszą sprawą. Z drugiej strony nie ma co udawać, ze wszystko super, bo to nieprawda. Czy są jakieś "wytyczne" Kościoła w takich sytuacjach? Przypuszczam, że tak, bo przecież problem dotyczy np. wielu rodziców.
Jak w ogóle radzić sobie w takich sytuacjach, kiedy ocena własna, intuicyjna, uczuciowa, jest trochę inna niż ocena Kościoła?
Dziękuję i pozdrawiam.