Nikola 02.02.2008 17:23

Od kilku lat "tkwię"w nieformalnym związku .Mój narzeczony jak i cała jego rodzina są osobami niewierzącymi. Kiedyś jako osoba młodsza uczestniczyłam w życiu religijnym (regularne msze św.,spotkania modlitewne...) z biegiem czasu zatraciłam poczucie przynależności. Niejednokrotnie wszelkie moje niepowodzenia życiowe i ciągłe cierpienia tłumaczyłam jako karę za to że wybrałam nieprawidłowa drogę. Próbowałam zmienić to życie. Założyć rodzinę-przekonać narzeczonego do wiary, zalegalizować związek. Usłyszałam tylko NIE. jego rodzina bardzo stanowczo manipulowała nim w tej kwestii. Niejednokrotnie słyszałam pytania po co ślub kościelny przecież Boga chyba nie ma. Nie byłam w stanie tego przezwyciężyć za bardzo zależało mi na życiu w wierze i za bardzo bolały mnie bluźnierskie słowa które słyszałam od "nich" o osobach duchownych, kościele, wierze. Ciągle wierzę i ciągle walczę mimo, że jestem stale upadlana, wyszydzana. Chyba nie tak powinna wyglądać miłość. Dlaczego doznaje ciągłego cierpienia?? Czy to jest kara za to że kiedyś zaprzestałam życia religijnego??? Czy jest jeszcze jakiś sens??? Jak tłumaczyć ciągłe cierpienie z którym się spotykam nawet ze strony narzeczonego!? Jak wierzyć skoro wszystko zawodzi? Nie mam już siły. Czy Bóg słucha moje modlitwy?? Czy mogę na niego liczyć skoro tyle lat zmagam się z tym problem i z dnia na dzień jest gorzej??

Odpowiedź:

Trudno odpowiadać za Boga. Człowiek chyba nie powinien jednoznacznie takich spraw oceniać. To, co wydaje się karą może być po prostu konsekwencją złych wyborów. Sama Pani pisze, że część Pani cierpienia jest związana właśnie z tym niezbyt szczęśliwym wyborem partnera...

Czy Bóg Panią słyszy? Na pewno. On nie zawsze reaguje tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Ale z całą pewnością pamięta o swoich dzieciach. Skoro się troszczy o wróble, o ileż więcej o człowieka...

Co zrobić? Chyba przede wszystkim zdać sobie sprawę z tego, że jeśli ktoś nie potrafi uszanować czyichś przekonań religijnych, to raczej bardzo nie kocha. Bo gdyby było inaczej, potrafiłby dla Pani zdobyć się na drobny gest, jakim byłby ślub w Kościele. Nie trzeba organizować wesela. Byłoby to może nawet trochę dziwne. Ale można wszystko po cichu naprawić. Choćby na waszym ślubie mieli być tylko ksiądz i świadkowie. To już by wystarczyło...

Co dalej? Można po prostu odejść. Zwłaszcza jeśli narzeczony nie potrafi się zdecydować nawet na ślub cywilny. Nie ma sensu wiązać się z kimś, kto deklarując miłość zostawia sobie łatwe "wyjście awaryjne"....

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg