karolina 31.01.2008 18:16
Boże drogi, ja już nie wytrzymuję.
Czuję się po prostu opętana przez swój popęd seksualny.
Czy to jest w ogóle normalne, żeby w wieku 14 lat człowieka tak ciągnęło do tych spraw?! Kiedy się opanuję pokusom i stanowczo powiem "nie", to znów kiedy indziej szatan usypia sumienie, które potem budzi się i dręczy...
Kiedy rok i trzy miesiące temu się zakochałam, na początku to uczucie zbliżało mnie do Boga, modliłam się gorącym sercem, dodawało mi to sił i naprawdę czułam się z Nim zjednoczona, zawsze mi się wydawało, że Bóg czulej patrzy na ludzi, którzy starają się kochac tak mocno jak sam Chrystus. Teraz pomimo tego, że wciąż jestem zakochana, czuję, że zaczynam oddalac się od Boga...
Zaniedbuję modlitwę, a kiedy już się modlę, myśli cały czas krążą wokół innych spraw, a w ogóle cała modlitwa wydaje mi się klepaną z musu...
Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje, przecież kiedyś modliłam się tak gorąco i w chwili modlitwy nie myślałam o niczym ani o nikim innym jak tylko o Bogu...
Mam wrażenie, że to właśnie dlatego tak dręczą mnie nieczyste myśli i pokusy, bo przez zaniedbywanie modlitwy stałam się na nie mało odporna..
Odpowiadający pisał kiedyś, że myśli o ukochanej osobie nawet czyste są stąpaniem po cienkim lodzie, bo mogą przerodzic się w te już nieczyste...
No ale jak tu nie myślec o ukochanym chłopaku, skoro serce i dusza do niego ciągnie? Na miłośc nie ma rady...
I już nie wiem co mam robic, bo czasami rzeczywiście poddaję się tym szatańskim pokusom... czy to znaczy, że najlepiej będzie jeśli w ogóle przestanę myślec o chłopaku?
Najgorszy jest ten ciągły strach przed potępieniem.
Boję się Boga i boję się iśc do spowiedzi - w tym miesiącu spowiadałam się już 3 razy, a z niektórych grzechów nawet nie wiem, jak mam się wyspowiadac, skoro nie były nieczystymi myślami, a wywołały podniecenie i wstydzę się i boję księdza...
Boję się, że przez moje grzechy nieczystości Bóg ukarze mnie i zabierze mi ukochanego chłopaka (chociaż nie jesteśmy razem, ale on też coś do mnie czuje, boję się, że Bóg uzna, że moje uczucie nie jest czyste i nie jest godne nazywac się miłością...)
A strata tego chłopaka byłaby dla mnie największym ciosem...
Może to chore, ale każde niepowodzenie z nim, każde cierpienie z jego powodu, traktuję jako karę za grzech...
Wiem, że Bóg jest przede wszystkim miłosierny i w Dzienniczku św. Faustyny Jezus powiedział, że najbardziej rani Go, kiedy nie umiemy zaufac Jego miłosierdziu...
Ufam w Jego miłosierdzie, ale jednocześnie boję się kary, która i tak wiem, kiedyś nastąpi...