17.01.2008 11:54

Jestem matką dwójki nastoletnich dzieci. Zdarza się (wcale
nierzadko), że zdyscyplinować ich muszę podniesieniem głosu czy wręcz krzykiem. Później mam wyrzuty sumienia, czy mogę przystępować do komunii św. Z drugiej jednak strony trudno mi sobie wyobrazić, aby wychowywać dzieci bez jakiejkolwiek dyscypliny. Nie chodzi mi o wielkie awantury, po których nie odzywamy się do siebie przez wiele dni, ale o codzienne utarczki dotyczące przede wszystkim uczenia się, odrabiania zadań, pomocy w domowych pracach itp. Kiedy jestem już naprawdę zła, wtedy nakładam na syna karę niekorzystania z komputera. Jest wtedy bardzo rozżalony, płacze, krzyczy. A ja po takich scenach rezygnuję z komunii św. Zauważyłam też ostatnio, że córka nawet lekkie podniesienie głosu z mojej strony uznaje za krzyk i wypomina mi to, a ja czuję wyrzuty sumienia. Czy rzeczywiście moje zachowanie należy uznać za grzech ciężki? Szczęść Boże

Odpowiedź:

Wchodzenie w takie codziennie spory na pewno nie jest grzechem ciężkim. Bo tak naprawdę nie jest to wielkim złem. Przeciwnie, to właśnie pozwalanie na wszystko mogłoby przynieść opłakane skutki. Pani to robi z troski dzieci. Bo w wychowaniu trzeba stawiać wymagania. Może nie zawsze sobie Pani idealnie radzi, może czasem lepsze efekty dałyby inne metody, może czasem Pani postawa trochę dzieci krzywdzi, ale na pewno nie można mówić o poważnej winie. O to może być Pani zupełnie spokojna. Z grzechem ciężkim możemy mieć do czynienia tylko wtedy, gdyby (świadomie i dobrowolnie) czyniła Pani swoim dzieciom wielką krzywdę. A jest dokładnie odwrotnie. Chce ich Pani ustrzec przed lenistwem, zaniedbywaniem nauki i bylejakością...

Proszę zwrócić uwagę na jeszcze jedno: córka zwracając Pani uwagę świadomie czy nie próbuje Panią manipulować. Określa się to czasem mianem odwracania kota ogonem. "Mamo, to nie ja mam problem - że nie robię zadania, że nie chcę pomóc - ale ty, bo jesteś taka nerwowa, tak sie źle do mnie odnosisz". Prawda jest taka, że gdyby chętnie odrabiała zadania i pomagała w domu - czego przecież w imię troski o jej dobro musi Pani od niej wymagać - nie miałaby Pani powodu do podnoszenia głosu...

Tak to już jest, że codzienność dostarcza nam wielu powodów do duchowego dyskomfortu. Tym więcej, im bardziej troszczymy się o dobro. Bywamy wtedy oskarżani o różne niecne postawy. Nie trzeba się tym przejmować. Idealnie czyści moglibyśmy być tylko wtedy, gdybyśmy nic nie robili. Ale wtedy właśnie moglibyśmy popełnić poważny grzech zaniedbania. Kto pracuje zawsze może się trochę ubrudzić. Trzeba starać się działać sprawiedliwie, uczciwie, ale nie można działania unikać.

Tradycja chrześcijańska oprócz nakazu unikania grzechów zna też nakaz życia cnotliwego. Czyli życia zgodnego z cnotami. Cztery najważniejsze, zwane kardynalnymi, to roztropność, umiarkowanie, sprawiedliwość i męstwo. Niech się Pani nie boi, ze działając w dobrej sprawie trochę się Pani może ubrudzić...

J.

więcej »