Krzysztof
30.11.2007 08:42
Szczęść Boże,
Chciałem się podzielić problemem, który jest dla mnie z punktu widzenia praktyki życia codziennego bardzo trudny. Mam na myśli miłość małżeńską - ale chodzi mi o jej jeden bardzo ważny aspekt: warunkowość i bezwarunkowość. Miłość pochodzi od Boga - ta czysta, bez "pryzmatu człowieka" - jest ona w 100% bezwarunkowa (o niej pisze św. Paweł w słynnym "Hymnie o miłości"), a czy człowiek jest zdolny do kochania bezwarunkowego w miłości małżeńskiej? Czyli takiego, że "kocham cię takim jaki jesteś - nie wymagam, abyś się zmieniał, bo dobrze mi dlatego, że "JESTEŚ", a nie dlatego "JAKI JESTEŚ' i jakie są okoliczności związane z twoim życiem". Czy, jeśli miłość bezwarunkowa jest możliwa dla małżonków, to czy ona 'zniesie' (tzn. wytrzyma) ich trudne charaktery, światopoglądy? Na ile człowiek jest zdolny do kochania w ten sposób? Na ile to możliwe i czy w każdej sytuacji? Przecież miłość jest większa od wiary i nadziei. Teoretycznie więc wydaje się, że bardziej niż wiara miłość może 'przenosić góry'.
Pozdrawiam Was
i liczę na Waszą odpowiedź, która by mi choć trochę naświetliła tą ważną sprawę, o którą pytam.
Odpowiedź:
Problem w tym, ze patrzysz na miłość jak na coś na kształt zarazy, która jak już na Ciebie spadnie, to uzdolni Cię do kochania idealnego, stuprocentowego. A tak nie jest.
Owszem, zakochanie ma w sobie coś z zakaźnej choroby. Przychodzi nagle, niespodziewanie i zmusza do zmiany stylu życia. Ale zakochanie to nie miłość. Ono dopiero daje nam możliwość do kochania naprawdę, ale wcale w prawdziwą miłość przerodzić się nie musi.
Słusznie mówili nasi dziadkowie: "Kocham się w Pannie Krysi". "Kocham się" a panna Krysia jest tylko lustrem, które pomaga mi kochać samego siebie. Tak jest w zakochaniu. Człowiek często nie kocha tego drugiego człowieka, ale swoje zakochanie, uczucie bycia zakochanym. Bo to jest przyjemne. Ale czasem jak niespodziewanie się zaczęło, tak niespodziewanie się kończy. I wtedy dość prędko u niektórych wielka miłość zamienia się w wielką nienawiść. Bo ten, w którym byli zakochani przestał być lustrem, dzięki któremu można było kochać siebie. Stąd złość...
Zakochanie to szansa, by zacząć naprawdę kochać. Miłością tak wielką, jak tego wymaga wspólne życie, wspólny dom, wychowywanie dzieci. Każdy kocha tak, jak umie. Jeden gorzej drugi lepiej. Powinniśmy zdążać do ideału, dzień po dniu wyzbywać się egoizmu, uczyć się współodczuwania z mężem, żoną. Dzień o dniu musimy także wyzbywać się złudzeń, że jesteśmy idealni, że niczego nam nie brakuje. Życie w małżeństwie, rodzinie, bezlitośnie obnaża nasze braki. Trzeba to umieć zaakceptować i poprawić, a nie upierać się przy swojej jedynie słusznej postawie... Najzwyczajniej w świecie umiejętność kochania nie została nam w chwili zakochania dana. I to raz na zawsze, Trzeba każdego dnia troszczyć się o jej rozwój i ja pielęgnować...
J.