Piotr 16.09.2007 12:07
Szczęść Boże! Jestem wiernym czytelnikiem Waszego tygodnika.jednocześnie czytam pytania i odpowiedzi w portalu. Widzę, że problemy podobne do mojego, poruszył już Krzysztof, chyba w lipcu. ja też już pisałem o tym, i dostałem odpowiedź, że skoro przysięgałem wobec Najwyższego wierność i uczciwość oraz to, że nie opuszczę żony do śmierci, to mimo tego, że nam się kompletnie nie układa, mam przy niej pozostać. jest faktem, że była przy mnie w każdej trudnej chwili, gdy ciężko chorowałem w lutym, gdy miałem wypadek w Krynicy, była w szpitalu, zdejmowała szwy. Pamiętam o tym. Ale przecież małżeństwo nie może opierać się li tylko na wdzięczności za pomoc, za wsparcie. Potrzebna jest miłość i seks, pogłębiający więź. Niestety, moja żona tę część życia traktuje jako obowiązek, jako mój egzamin. Skoro raz czy drugi nie wyszło, to nie ma chęci nawet na przytulenie czy pieszczoty. Pisałem,że spotykałem się z inną kobieta, było nam miło.Ona zawsze była dobra,życzliwa. Rozwiodła się z mężem , podzieliła majątek, pozbędzie się go z domu, według wyroku sądu. Czekała 2 lata na mnie, teraz też. Z nią może byłoby biednie( jest na rencie), ale może szczęśliwie.
Dlatego zadaję pytania:
1.Czy spotykanie się z nią w kawiarni lub u niej w domu, ale bez seksu, to nie jest grzech?
2.Czy warto tkwić w związku, bez radości, miłości, seksu, czy też lepiej odejść do drugiej kobiety, która to wszystko da?
Pozdrawiam .Piotr