Marekk 27.08.2007 12:50

Mam na imię Marek i mam 23 lata. Moją obecną dziewczynę poznałem 3 lata temu, kiedy przeniosła się z innego miasta do miasta mojego i rozpoczęłą studia na tym samym roku, co ja. Bardzo szybko, bo po jakichś dwóch tygodniach, oficjalnie zostaliśmy parą. I tak sobie żyliśmy w błogiej miłości, zachowując sakramenty, okazując sobie miłość, ale czekając na ten pierwszy raz aż do ślubu. Po ponad dwóch latach, Ona stwierdziła, ze potrzebuje przerwy. Nie miałem zamiaru się poddać, walczyłem o Nią. Ale odeszła...nie na długo, bo po trzech miesiącach stwierdziła, ze jednak jestem miłością Jej życia. Zapomniałem dodać, że po roku znajomości oświadczyłem się Jej (były to jednak tylko nasze oświadczyny, nie przy Rodzicach i Ona zgodziła się na to, by zostać moją żoną). Gdy po tej przerwie wróciła do mnie zapewniała o wielkiej miłości. Jednak tuta pojawia się problem. Pochodzę z głęboko katolickiej rodziny. Mieszkam nadal z Rodzicami, Ona przez przeprowadzkę do innego miasta "żyje na swoją rękę". W moim mniemaniu naturalnym zjawiskiem rzeczy jest chęć do bycia razem, jaką ma umożliwić nam ślub kościelny. Jednak Ona nie chce o tym słyszeć. Jest kobietą, dla której ślub jest możliwy raczej wtedy, gdy wszystko pod względem finansowym będzie dopięte na ostatni przysłowiowy guzik. A ja nie chcę czekać. Ona namawia mnie do zamieszkania razem, argumantując to typowo, że nic gorszącego nie będzie między nami. I ja o tym być może wiem, ale z drugiej strony wiem, że taka opcja nie przejdzie w mojej rodzinie. Co mam robić? Czy czekać na ten ślub choć nie mam tak naprawdę gwarancji, że on będzie? (Ona zaznacza, że 2 najbliższe lata nie wchodzą w rachubę). Nie chcę mieszkać już z Rodzicami, bo najwyższy czas na usamodzielnienie się nastał (skończyliśmy studia). Proszę o pomoc.

Odpowiedź:

Nauka Kościoła jest jasna: narzeczonym (chłopakowi i dziewczynie) wolno zamieszkać razem dopiero po ślubie. Nie ma tu wyjątków spowodowanych wiekiem, lękiem przed ślubem czy sytuacją finansową. Możesz namawiać dziewczynę na szybszy ślub...

Bo... Co to znaczy, że finansowo wszystko będzie zapięte na ostatni guzik? To znaczy ile macie mieć przed ślubem, żeby móc go zawrzeć? Przecież na pewien poziom zamożności pracuje sie całymi latami. Liczenie, ze wszystko będzie OK od samego początku to naiwność. Choćby dlatego, że trzeba zadbać o mieszkanie (większe skoro chcecie mieć dzieci), pewnie samochód i parę innych. Za dwa lata będziecie już mieli wszystko?

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg