Emes
22.08.2007 21:41
Szczęść Boże! Kilka lat temu poznałam mężczyznę, który przed ślubami wieczystymi wystąpił z zakonu. Nieustanie boryka się z odpowiedzią na pytanie, jakie powołanie Bóg dla niego wybrał. Przez okres tych kilku lat zaprzyjaźniliśmy się i traktowaliśmy dość wyjątkowo. I on i ja zadawaliśmy sobie pytanie czy Bóg chce nas połączyć. On jednak jest tak bardzo zagubiony, że nie potrafi odpowiedzieć na pytanie czego sam chce, wydaje mu się, że droga małżeństwa nie jest dla niego, poniewąż kiedyś usłyszał podczas sakramentu pokuty, że unieszczęśliwi kobietę, z którą się zwiąże. Te słowa bardzo wryły mu się w pamięć. Jak mu pomóc? NIe chcę go skrzywdzić, kocham tego człowieka, ale nie wiem jak można mu pomóc. Problem nieumiejętności odnalezienia się w świecie przez ludzi, którzy uznali, że droga kapłańska czy zakonna nie jest ich drogą jest chyba dość poważny, ponieważ znam osoby, które borykają z próbą odpowiedzi na pytanie-czego chce ode mnie Bóg. Takie osoby są często boleśnie skrzywdzone przez nieumiejętne kierownictwo duchowe i żyją z poczucie, że sprzeniewierzyły się Panu Bogu. Czy Kościół zajmuje się pomocą duchową, terapeutyczną takim ludziom? Gdzie można szukać pomocy?
Odpowiedź:
W swojej istocie powołanie każdego człowieka jest takie samo: ma przez życie wiarą w Jezusa Chrystusa osiągnąć życie wieczne. Czy dokona się to na drodze powołania kapłańskiego, zakonnego czy też na drodze życia w małżeństwie nie ma większego znaczenia. To prawda, którą powinien sobie uświadomić każdy rozmyślający nad swoim powołaniem. Nie od realizacji takiego czy innego powołania zależne jest nasze zbawienie, ale od wiary.
Czy Bóg może się - po ludzku rzecz biorąc - gniewać za niezrealizowanie jakiegoś powołania? Na pewno nie. Wszystkim nam dał takie samo przykazanie: byśmy się wzajemnie miłowali jak On nas umiłował. To wiemy. Natomiast swojego powołania nie jesteśmy pewni. Zwłaszcza dopóki nie potwierdzi go sakrament (kapłaństwa czy małżeństwa). Bo Bóg nikomu z nas wyraźnie o jego powołaniu nie mówi. Na pewno nie będzie rozliczał człowieka z jego niepewności...
Problem nie jest więc w zasadzie tak wielki, jakby się mogło wydawać. Po prostu trzeba się na coś zdecydować.
Do stwierdzenia spowiednika, że Twój ukochany unieszczęśliwi każdą kobietę trudno się ustosunkować, skoro nie znamy kontekstu tej wypowiedzi. A co do kierownictwa duchowego...
Jak widać Kościół pomaga ludziom odkryć ich powołanie. Trudno jednak tworzyć instytucję, która będzie korygowała ewentualne błędy kierownictwa duchowego. Bo z kolei musiała by powstać kolejna instytucja korygująca tych korygujących i tak w kółko. Zawsze, gdy własny kierownik duchowy wydaje sie nieodpowiedni, można spytać innego, mniej czy bardziej doświadczonego kapłana. Ale warto może pamiętać, że człowiek nie może liczyć jedynie na kierownika. Wiele musi zrobić sam. To podstawa. Bez niej człowiek ciągle się będzie miotał. Bo nie da się żyć tak, by ktoś ciągle za nas podejmował decyzje. To błyaby już jakaż forma uzależnienia od kierownika...
J.