Tina
26.07.2007 16:16
Szczęść Boże.
Od pewnego czasu nurtuje mnie pewne pytanie, dlatego postanowiłam w końcu je komuś zadać. Wierze, że tutaj uzyskam rzetelną odpowiedź.
Czy wiara nie powinna być sprawą indywidualną? Moim zdaniem powinna, jak najbardziej. A więc dlaczego chrzcimy dzieci, nie czekając aż same dokonają wyboru? Czy w ten sposób nie decydujemy za nie? Albo co ma zrobić osoba, która urodziła się w rodzinie ateistów, bądź na przykład wyznawców Islamu? Wydaje mi się, że osoby wychowane w rodzinie kotolickiej ma większe szanse na poznanie Boga i wiarę w Niego. Czy to jest sprawiedliwe? Owszem, można zmienić wiarę, ale skąd taka osoba ma wiedzieć, że nasza wiara jest lepsza? Przecież gdybym weszła np. do cerkwii to nie zmieniłabym swojej wiary, tylko dlatego, że ci ludzie uważają ją za lepszą, prawdziwsza, czy bliższą Boga!
Od razu zaznaczam, że nie chodzi tu o mnie, ale o całość. Sama jestem szczęśliwą kotoliczką i przyznam szczerze dopiero niedawno dowiedziałam się, co tak naprawdę znaczy Wierzyć Bogu...
Ale znam pewną dziewczynę, która ma inną wiarę. Nie wiem jak to określić, a nie znamy się na tyle dobrze, żebym o to pytała. Wiem tylko, że ich wspólnota nie wierzy w Maryję (a dokładnie w to, że była dziewicą i poczeła Jezusa) i chyba w kult świętych. Może jest to kościół ewangelicki... Ale chodzi o to, że nie chodziła w szkole na religię, do naszego kościoła itd. I skąd ona może wiedziećco jest dla niej lepsze? Nie zna naszej wiary!
Pozdrawiam i z góry dziękuje za odpowiedź :)
Tina, lat 17.
O. Jacek Salij pytany o sens chrzczenia niemowląt napisał kiedyś: "żeby opowiedzieć się za wartościami absolutnymi, przedtem trzeba je już posiadać". To sedno jego odpowiedzi na to pytanie, ale z całym wywodem, bardzie ciekawym, możesz się zapoznać
TUTAJ. Problem, który zaprząta Twój umysł jest jedynie odłamkiem sprawy znacznie szerszej. Chodzi o to, że:
a) ludzie rodzą się w różnych rodzinach, różnych religiach, różnych kulturach
b) każdy w pewnym momencie swojego życia i tak wybiera wedle swojego rozeznania;
Na początku życia nie ma "równości". Start każdego człowieka jest inny. Chodzi nie tylko o otoczenie, kulturę w której przychodzi na świat, ale także jego umysłowe czy fizyczne predyspozycje lub ich brak. Nawet jednak gdyby tylko ograniczyć się do niesprawiedliwości w kwestii urodzenia w "lepszej" lub "gorszej" rodzinie albo takiej czy innej kulturze czy religii trzeba powiedzieć, że inaczej sie nie da. Człowiek nie dorasta w próżni. Siła rzeczy nabywa różnorodnych doświadczeń. Choćby przez to, że uczy się takiego a nie innego języka (co może potem utrudniać lub ułatwiać życie), poznaje w szkole historie takiego a nie innego kraju, wychowywany jest w duchu takich czy innych wartości. Tego nie da się uniknąć. Biadolenie, że akurat w kwestii wiary powinien nic nie wiedzieć, a potem dokonać wyboru jest nonsensowne. Bo niby jaką ma możliwość wyboru ktoś, kto o wierze nic nie wie? Dlaczego wiarę traktować jako wyjątek wśród wielu innych spraw, które otoczenie nam w młodości przekazuje? Niemówienie o Bogu to budowanie w młody człowieku wizji świata, jakby Boga nie było. A więc wychowywanie go na ateistę. Dziwaczne żądanie wobec wierzących rodziców...
Istotne jest także owa druga sprawa: każdy człowiek na podstawie zdobytych w życiu doświadczeń, może dokonywać własnych wyborów. Większość ludzi dochodzi do momentu, w którym używa rozumu. Ludzie mogą sami poszukiwać ważnych dla siebie odpowiedzi. W tym także dotyczących religii. Nie jest tak, ze wychowanie ostatecznie zdeterminowało ich życie. Najlepszym na to dowodem są ci, którzy wychowali się w rodzinach religijnych, a zostali ateistami. A także ci, którym o Bogu w domu nic nie mówiono, a potem stali się chrześcijanami....
Ten temat takze rozwinął niegdyś o. Jacek Salij. Zobacz
TUTAJ J.