O który dokładnie fragment Ewangelii chodzi? Bo jest taka scena w opowiadaniu o uzdrowieniu opętanego z Gerazy. Tam chodzi o to, ze uzdrowiony był poganinem, a Jezus nie chciał póki co prowadzić działalności wśród nieżydów (MK 5, 1-20). Jest też inny tekst, o trzech naśladowcach Jezusa (Łk 9, 57-62)
A gdy szli drogą, ktoś powiedział do Niego: Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz! Jezus mu odpowiedział: Lisy mają nory i ptaki powietrzne - gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć. Do innego rzekł: Pójdź za Mną! Ten zaś odpowiedział: Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca! Odparł mu: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże! Jeszcze inny rzekł: Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu! Jezus mu odpowiedział: Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego.Warto zwrócić uwagę, ze Jezus zasadniczo nie zabraniał chodzić za sobą. Każdy mógł się stać jego uczniem. Ale do grona Dwunastu wybrał tylko tych, których sam chciał...
Jak odkryć, do czego Bóg człowieka powołuje? Szerzej napisano o tym
TUTAJ . Tu może warto chwilę zastanowić się nad tym, co tak naprawdę oznacza "słyszeć Boga"...
Otóż odpowiadającemu wydaje sie, że wielu ludzi w rozpoznaniu powołania zbyt wielką wagę przypisuje jakimś nadzwyczajnym znakom od Boga czy chwilowym natchnieniom. Znak nie zawsze jest do końca czytelny. Można go różnie interpretować. Choćby jako zbieg okoliczności. A wewnętrzne wrażenia bywają bardzo różne. Czasem człowiek bywa pełen entuzjazmu, a czasem zniechęcony. Trudno jedynie na tej podstawie wyrokować o powołaniu.
Powołanie powinno się chyba rozpoznawać jako stałe, wewnętrzne pragnienie; jako coś, w czym człowiek odnajduje sens życia, w czym czuje się szczęśliwy. I co najważniejsze, coś, w czym może realizować swoje najważniejsze powołanie, powołanie do miłości. Jeśli ktoś czuje, że codzienne odprawianie Mszy i spowiadanie będzie go tylko męczyć i nużyć, to nie powinien pójść do kapłaństwa. Jeśli samotność na probostwie w niedzielne popołudnia widzi jako udrękę, której można zapobiec jedynie poprzez ciągłe wizyty u znajomych, powinien się nad wyborem drogi życiowej poważnie zastanowić. Podobnie, gdy nie znosi, gdy inni decydują co i kiedy ma robić. Bo znaczy, ze źle mu będzie w kapłaństwie. I wtedy raczej dobrym kapłanem nie będzie. Najważniejsze jednak, by odpowiedział sobie na pytanie o miłość: czy jego wybór ma być wyborem drogi, na której chce kochać, czy raczej szuka wygodnego życia i kariery.
Pewności co do słuszności wyboru drogi życiowej nie ma się nigdy. Należy założyć, że kiedy sie już sakrament kapłaństwa przyjęło, to jest to droga zlecona przez Boga. Wtedy nie ma już sensu zastanawiać się, czy wybór był słuszny. Trzeba raczej myśleć, jak sensownie się na owej drodze odnaleźć. Odnaleźć w autentycznej miłości, w służbie Bogu i bliźniemu.
Precyzując: trzeba się zgodzić na to, ze wybór jest obarczony pewną dozą możliwości popełnienia - po ludzku - błędu. To trochę tak jak z daleką podróżą. Nikt nie może zagwarantować, ze nie pojawia się jakieś trudności. Ważne, by umieć mimo nich trwać...
J.