15.06.2007 17:40

Z racji skrupulatnego sumienia często dręczą mnie moralne niepewności. Tym razem proszę o radę w następującej sprawie. W sklepie młoda osoba zwróciła mi uwagę, że stanęłam w niewłaściwym miejscu. Poczułam się dotknięta jej tonem (stanęłam przed nią nie z cwaniactwa, ale ze zwykłego przeoczenia) i odpowiedziałam coś w stylu "proszę bardzo, przecież nie bronię pani kupować" (głosem wskazującym, że jestem jej uwagą urażona). Ten incydent rozważałam później dość długo. W myślach pojawiały się niepochlebne opinie co do sprawczyni tego zajścia, różne możliwości ostrzejszej reakcji na zasadzie - mogłam jej tak odpowiedzieć, użalanie się nad sobą - przecież mogłabym być jej matką itp. Myślę jednak, że w tych myślach nie przekroczyłam granicy grzechu ciężkiego, a i sam incydent (mam nadzieję, że słusznie) zakwalifikowałam jako grzech lekki (wielu ludzi pewnie nie widziałoby w tym żadnego grzechu). Moje wątpliwości dotyczą żalu - w tych rozmyślaniach trudno mi było żałować mojej reakcji, nie bardzo mogłam się pogodzić z taką zupełną uległością wobec innych. Żałowałam jedynie, że w ogóle do tego sklepu weszłam, ale już nie konkretnego zachowania. Prosiłam Pana Boga w modlitwie, abym mogła wzbudzić szczery żal, tym bardziej, że następnego dnia chciałam przystąpić do Komunii Św. i bardzo mi na tym zależało. Dopiero przed mszą stwierdziłam, że gdybym znalazła się teraz w tej sytuacji, to ze względu na Chrystusa postarałabym się bardziej tolerancyjnie spojrzeć na tą osobę i nie być taką obrażalską. Czy taki żal był wystarczający? I czy nie wzbudziłam go zbyt późno ?

Odpowiedź:

Na pewno udział w takim incydencie o ile w ogóle był grzechem, nie był grzechem ciężkim podobnie jak późniejsze rozważanie sytuacji.

Żal ze względu na Chrystusa jest żalem doskonałym. Najzupełniej wystarczy. I na pewno nie był wzbudzony za późno.

JK



Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg