adamo modolo 05.06.2007 21:30

Witam,

mam pytanie natury dość ogólnej i dręczące jak, mi się wydaje, dużą liczbę osób. Otóż co z grzechami za które się nie żałuje?

Grzeszyłem, wiem, że to był grzech itd, ale popełnienie go i następnie wnioski, które wysnułem pomogły mi zrozumieć pewne rzeczy, wyprostować swoje ścieżki, naprawić wiele spraw w życiu i ogolnie stać się lepszym. Uczymy się na błędach w końcu...

Powiem wprost: paliłem kiedyś bardzo ostro i bardzo długo marihuanę. Ale z czasem zacząłem dostrzegać ten bezsens i ślepą uliczkę, doświadczyłem fizycznie i psychicznie tego zła, dotknąłem go, zobaczyłem i poczułem.
Więc z jednej strony mam świadomość wyrządzanego samemu sobie zła, a z drugiej strony widzę, że Bóg pozwolił na to bo, że tak powiem, nie było innego sposobu uświadomienia mi w co się pcham. Bóg zezwolił na to zło dla mojego dobra...

Mam żałować czy nie?? Bo jak na razie nie żałuję, cieszę się, że dostałem długą, trudną i twardą lekcję z tzw happy endem.
Teraz wiem więcej, patrzę na to z innej perpsektywy, sam siebie i świat postrzegam inaczej, dostrzegam jakby klarowniej i wyraźniej zło, jego przewrotność, zwodniczą atrakcyjność, pozorną przyjemność, łatwość z jaką można wpaść w jego sidła.

Skoro mam żałowac za to swoje zło to właściwie w jakiej formie, jak, za co konkretnie??

Odpowiedź:

Żal za grzechy ma być żalem ze względu na Boga. Żalem, że się obraziło Boga. Uznaniem, że popełniło się zło i decyzją poprawy.

Nie trzeba żałować, że Bóg potrafił z tego zła wyprowadzić dobro. Z tego dobra należy się cieszyć i za nie Bogu dziękować. Tylko proszę nie popełniać tego zła znów, żeby z niego znów jakieś dobro wyrosło...

JK
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg