Śnieżka 18.02.2007 19:25

Mówi się, że każdy z nas ma swoją życiową misję, że żyjemy po coś, dlatego tu jesteśmy, bo mamy ją wypełnić. I tu zaczyna się mój problem... Poznałam chlopaka, zwątpił, odszedł od Boga, w towarzystwie jest uważany za osobę, z której można się pośmiać... A ja wiem, że każdy ma dwie strony medalu, bo nie tylko jedna się błyszczy, jest jeszcze groga, która może być zupełni inna - piękniejsza. I poznałam jego drugą stronę. Wiem czemu ma inny pogląd na różne sprawy. Dla niego czerwony nie zawsze jest czerwony, on składa się z kilku barw i z tym się z nim zgadzam. Dobrze nam się rozmawia. Odczuwam, że mu się podobam i nie tylko ja to zauważyłam. Jednak ja odczuwam, coś mi mówi, że to moja misja, że mam mu pomóc znaleźć drogę do Ojca. Boję się, że to tylko moje przeczucia... Potrzebuje odpowiedzi... Czy to możliwe, że choć mam 16 lat juz mogę zacząć wypełnić swoją misję? Ja go traktuje jako kolegę, ale czuje, że jest inny niż wszyscy dzisiejsi chłopcy, pisze wiersze, jest spokojny, interesuje się wioloma rzeczmi... Strasznie dużo przeżył, stracił dwie bliskie mu osoby, które były dla niego ważne - dlatego zwątpił... Moja przyjaciółka, która studiuje teologie mówi mi, że przed swoją misją nie uciekniemy, że możliwe jest, że Bóg bez powodu postawił go na mojej drodze, że jeśli on do mnie coś czuje, to nie wyklucza tego, że i ja coś poczuje, bo przed miłością również nie ucieknę... Jednak wiem, że ludzie będą to komentować, ale to zawsze jest, bo ludzie potrafią być jak odcisk i doskwierać, bo ja taka dobra, a on taki dziwny i nie zasługuje na mnie... Przyjaciele mówią mi, że ja zasługuje na kogoś wyjątkowego... Jednak wydawało mi się, że spotkałam kogoś wyjątkowego, a nie skończyło się jak wszyscy przypuszczali... Mój świat się zawalił i nie potrafiłam zaufać... On jest inny niż inni wszystcy chłopcy, których dotąd znałam... ,,Rozumiem to czego inni nie rozumieją" - tak mi powiedział... Nazwał mnie Aniołem - wyjątkowym Aniołem. Może to jest to coś wyjątkowego, innego... Stoję na rozdrożu dróg... Którą mam iść drogą... Modlę się i proszę Boga o odpowiedź, jednak jeszcze jej nie otrzymałam. Nie wiem co mam robić, nie chcę go ranić jeśli to nie jest To, za dużo przeżył, a znam ból kiedy człowiek zostaje porzucony. Nie robie mu nadziei, po prostu jestem kiedy potrzebuje rozmowy, doradzam i wysłucham... Co mam zrobić, którą wybrac drogę by nie ranić ani jego ani siebie...

Odpowiedź:

W takich sprawach zasada jest dość prosta: bądź dla niego dobra i miła, ale nie przekraczaj granic, po których trudno Ci się będzie wycofać. Masz 16 lat i na myśl o małżeństwie jeszcze trochę za wcześnie. Czas pokaże czy to ten, czy taka a nie inna ma być twoja droga. Także on może jeszcze wiele razy zmienić zdanie. Ciesz się tym czasem oczekiwania na rozwój wypadków i nie zastanawiaj się dziś zbytnio nad tym, jaką decyzję podejmiesz za 2, 4 czy 7 lat. Jeśli chłopak będzie zbytnio naciskał na to, żebyście się mocniej niż tego chcesz do siebie zbliżyli, po prostu się odsuń.

Przed jedną rzeczą trzeba Cię jednak chyba ostrzec: sporo kobiet wychodzi za mąż za mężczyzn nieco... hmmm ... pokręconych w nadziei, że ich zmienią. A to najczęściej złudzenie. Nie warto wiązać się z kimś, o kim tu i teraz nie możesz powiedzieć, ze jest dobrym kandydatem na męża. Miłość go zmieni albo nie. Ale jeśli nie zmieniła stosunkowo szybko, nadzieje że stanie się tak później są raczej mizerne...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg