Orzeszek
16.02.2007 22:26
Bardzo dziękuję za odpowiedź na poprzednie pytanie.
Jednak nie do końca zgadzam się ze wszystkimi przedstawionymi argumentami. Po pierwsze - używanie sztucznych środków zapobiegania poczęciu nie musi oznaczać braku otwartości na życie. Nie muszę panikować, że pękła prezerwatywa. Mogę panikować, że pomyliłam się w obliczeniach albo określaniu śluzu. Używanie prezerwatywy nie przekłada się na brak odpowiedzialności, ale może być spowodowane innymi względami. Porównanie małżeństwa do prostytucji jest dla mnie raczej chwytem retorycznym niż argumentem. Prostytucja jest sprzedażą usług seksualnych. Jeśli oboje małżonkowie chcą i lubią używanie prezerwatyw oraz pogłębia to ich relację a nie oddala od siebie - a o to chyba w małżeństwie chodzi - to w imię czego właściwie jest im to zabraniane? Tym bardziej że nie ma 100% metod antykoncepcyjnych i zgoda na przyjęcie nowego życia może być wyrażona przez małżonków zarówno wtedy gdy stosują NPR jak i inne środki zapobiegania ciąży.
Z tego co wiem podręczniki teologii są interpretacją Objawienia. Interpretacja może być zawodna, zależy od kontekstu i umiejętności naukowca - teologa czy biblisty. Teolog ani biblista nie jest ginekologiem, seksuologiem, nie jest też psychologiem. Czy ma uprawnienia aby wypowiadać się w kwestiach technik współżycia, satysfakcji małżeńskiej, psychologii aktu małżeńskiego? Jak to możliwe żeby powierzać osobom niekompetentnym te zagadnienia i na podstawie ich twierdzeń wyrokować o tak poważnych sprawach (na przykład zabraniać zabezpieczania się sztuczną antykoncepcją kobietom, których życie lub zdrowie zależy od tego aby nie zachodziły w ciążę)?
Kościół naucza, ale każdy człowiek wyposażony jest w sumienie. Opiera się ono zarówno na woli jak i rozumie, poznaniu. Czy nie jest tak, że człowiek ma obowiązek postępować w zgodzie ze swoim sumieniem w pierwszej kolejności? Czy grzechem jest wierność swojemu sumieniu? Jeśli sumienie jest wrażliwe i kształtowane przez daną osobę oraz rozwija ona swoje poznanie w dziedzinach, których mają dotyczyć jej decyzje - nie można mówić że sumienie jest wypaczone. Jednak może dojść wówczas do sytuacji, że rozeznanie sumienia będzie się w pewnych aspektach różnić się z nauczaniem Kościoła. Teologowie nie sa natchnionymi prorokami którzy posiedli prawdę która nie jest dostępna mnie czy Panu. Teologowie różnią się co do wyników swoich badań i piszą różne podręczniki. Dlaczego mam uważać że grzechem jest brak zaufania do tego rodzaju wykładni, a właściwe jest nieufanie mojemu sumieniu, które stwierdza, że to nie ja się tym razem mylę?
1. Nie musi się Pani z argumentami podanymi we wcześniejszej odpowiedzi zgadzać. Na ile obawa Kościoła, że stosowanie środków antykoncepcyjnych prowadzi do zaniku osobowych relacji między małżonkami jest niesłuszna, a na ile Pani mniemanie, że "wcale tak być mnie musi" jest pobożnym życzeniem, nie sposób w dyskusji rozstrzygnąć. Jeszcze raz proszę, by zajrzeć do artykułu o. Jacka Salija "o co chodzi w katolickiej etyce małżeńskiej"
(TUTAJ)2. Interpretacja może być oczywiście zawodna. Tyle że tę interpretację podaje Kościół, któremu Jezus powierzył pieczę nad przekazywaniem i interpretowaniem Ewangelii. Jest taka piękna zapowiedź Jezusa (J 14, 26)
"A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem".
Kościół wierzy, że nie jest to czcza obietnica. Wierzy, że odpowiadając na rodzące się w ciągu wieków coraz nowe pytania, robi to oświecony łaską Ducha Świętego. Nauczanie Kościoła w sprawie antykoncepcji to nie kwestia jednego czy drugiego teologa. To nauczanie papieża Pawła VI, które, po konsultacji (o ile odpowiadającego pamięć nie myli, dużą rolę odegrał w tej kwestii kardynał Karol Wojtyła), przedstawił w encyklice Humanae Vitae
(TUTAJ, punkt 14) . Nauczanie to spotkało się wówczas i dziś z niezrozumieniem i odrzuceniem. Ale było przemyślane...
Pisze pani, że o sprawach moralności nie mogą decydować osoby niekompetentne. Rzeczywiście, biblista nie musi się znać na sprawach prokreacji. Ale opinii na te tematy nie wydają bibliści, ale moraliści. A ci, zanim wydaja jakąkolwiek opinię, dokładnie sprawy badają, toczą dyskusje, wyrażają takie czy inne opinie posiłkując się ściśle medycznymi wynikami badań. Zarzut o niekompetencję teologii moralnej jest po prostu niesprawiedliwy. Jest za to prawdziwym zarzut, jaki można postawić niektórym lekarzom: że wypowiadają kategoryczne sądy na temat dopuszczalności takiego czy innego zachowania, nie mając żadnych kompetencji do rozstrzygania dylematów moralnych, prócz własnego, często źle ukształtowanego sumienia. Nie jest naukowym podejście do sprawy na zasadzie "widzi mi się"...
W kwestii sumienia... Nikt nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie. Obiektywnie rzecz biorą nie może Pani stwierdzić: moje sumienie jest dobrze ukształtowane. Zwłaszcza, gdy Pani sumienie wskazuje wbrew temu, czego czy Kościół.
To prawda, człowiek ma obowiązek słuchać własnego sumienia. Nie znaczy to jednak, że sumienie człowieka jest zawsze dobrze ukształtowane. Wiadomo, że istnieją różne choroby sumienia: ludzie miewają sumienia niedojrzałe, byt szeroki, zbyt wąskie czy faryzejskie. Jeśli sumienie każe Pani sądzić inaczej, niż robi to Kościół, należy się poważnie zastanowić, czy mniemanie o tym że jest dobrze ukształtowane, jest słuszne. Można nawet wskazać to, co w Pani przypadku zdecydowało o tym będzie: przeświadczenie, że teologowie (moraliści) to matoły, które nie znają osiągnięć dzisiejszej nauki. Czy przeczytała Pani jakieś opracowanie napisane przez moralistę? Czy potrafi Pani wskazać - zgodne z tym co pani pisze - że w podręcznikach teologii moralnej wyrażane są różne opinie w ważnych kwestiach moralnych? Czy to, co pani napisała o wiedzy moralistów nie jest - jak Pani napisała o wcześniej o porównaniu odpowiadającego - chwytem retorycznym, a nie argumentem?
Jeszcze jedno. To prywatna opinia odpowiadającego. Stawia pani dramatyczne pytanie: czy można niekompetentnym teologom moralnym (to zarzut niesprawiedliwy, o czym napisano wcześniej) powierzyć sprawę wyrokowania w tak ważnych dla człowieka sprawach, jak ludzkie życie czy zdrowie. Otóż - powtarzam, to zdanie odpowiadającego - pierwsze przykazanie stanowi: "Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną". Jezus zaś - podobnie uczył, ze pierwszym przykazaniem jest miłość Boga. Życie niewątpliwie jest wielką wartością. Podstawową. Bo bez niego nic inne nie jest człowiekowi na tej ziemi dostępne. Ale jest jeszcze inne życie. Wieczne. Kto nienawidzi swojego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne - mówił Pan Jezus.
Jest moim głębokim przekonaniem, że są sytuacje, w których trzeba postawić prawo Boże ponad swoje zdrowie i życie. Zwłaszcza, gdy niebezpieczeństwo jest hipotetyczne, bo lekarze dość często dmuchają na zimne. Dla ochrony zdrowia i życia nie wszystko jest dozwolone. Czasem trzeba po prostu zaufać Bogu, ze cokolwiek się stanie, jest się w jego ręku...
J.