MICHAŁ 05.01.2007 20:45

W kwestii ewentualnego wprowadzenia kary śmierci lub wykonania wyroku na przestępcy słyszę , że ci którzy się jej domagają, mają podobną winę do skazanego. Mają podobny ciężar na sumieniu.
1. Czy nie jest to nadużycie?
2.Czy można stawiać znak równości między katem a zwolennikiem kary dla niego? Skoro ten drugi nie dopuścił się zbrodni...
3. Mam wrażenie, że dają się we znaki tu emocje? I tych, co tej kary dla złoczyńcy chcą. I tych, co tak oceniają zwolenników śmierci.
Czy te emocje jakoś zmniejszają winę zwolenników?
4. Ale radość z egzekucji nawet tych, co ucierpieli przez takiego człowieka, jest już grzechem ? Np. szał radości po śmierci Saddama.

Odpowiedź:

Kościół uczy (Katechizm Kościoła katolickiego (2267):

Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem.

Jeżeli jednak środki bezkrwawe wystarczą do obrony i zachowania bezpieczeństwa osób przed napastnikiem władza powinna ograniczyć się do tych środków, ponieważ są bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej.

Istotnie dzisiaj, biorąc pod uwagę możliwości, jakimi dysponuje państwo, aby skutecznie ukarać zbrodnię i unieszkodliwić tego, kto ją popełnił, nie odbierając mu ostatecznie możliwości skruchy, przypadki absolutnej konieczności usunięcia winowajcy "są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale".

Sensem kary jest ochrona społeczeństwa i możliwa poprawa winowajcy. Dziś naprawdę dysponujemy środkami, które pozwalają trwale izolować winnych najbardziej niebezpiecznych przestępstw. W świetle przedstawionego powyżej nauczania Kościoła kara śmierci powinna być wyjątkiem. I to nie spowodowanym ciężarem winy, ale niebezpieczeństwem ewentualnego uwolnienia zbrodniarza. Mogła by więc być stosowana w sytuacjach nadzwyczajnych - np. wobec zbrodniarzy podczas wojny, gdy trwałe uwięzienie jest problematyczne albo wobec terrorystów, gdy istnieje poważne niebezpieczeństwo, że z więzienia zostaną odbici. W innych wypadkach jest nie tyle formą obrony społeczeństwa, ile zemsty. A to na pewno jest sprzeczne z 5 przykazaniem. W takim wypadku naprawdę żądający kary śmierci niewiele różni się od skazanego...

Parę lat temu w Stanach Zjednoczonych miała miejsce pewna głośna sprawa. Miano wykonać wyrok śmierci na kobiecie od 15 lat przebywającej w wiezieniu. W czasie napadu zamordowała ofiarę, jak to mówiono - ze szczególnym okrucieństwem (tyle że o ile odpowiadający dobrze kojarzy to nie oznacza wcale, że się nad ofiarą znęcała, ale wystarczy, ze wzięła ją za zakładnika). Współwinnego zbrodni stracono parę lat wcześniej.

Problem był naprawdę poważny. W stanie tym miała być bodaj drugą kobietą na której miano wykonać karę śmierci (być może od II wojny światowej) na dodatek skazana w więzieniu przeżyła swoje nawrócenie i stała się kimś w rodzaju więziennej katechetki. Nie wymawiała się od winy, chciała tylko zamiany kary śmierci na dożywocie...

Wyrok wykonano. Być może dlatego, że zbliżała się kampania wyborcza i gubernatorowi nie wypadało skorzystać z prawa łaski. PO wykonaniu wyroku mąż zamordowanej przed laty kobiety powiedział: "nareszcie będę mógł z spać spokojnie".

Pytanie: kto był bardziej dla społeczeństwa niebezpieczny? Owa osadzona w więzieniu kobieta czy człowiek, który przez 15 lat pielęgnował w sercu tak zawziętą nienawiść, że nie pozwalała mu w nocy spać? Bałbym się mieć z takim człowiekiem samochodową stłuczkę. Bo kto mi zagwarantuje, że na miejscu by mnie za to nie zastrzelił?

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg