KROPKA 30.03.2006 00:01
Szczęść Boże.
Rok temu po śmierci naszego ukochanego Jana Pawła II, zrozumiałam bardzo wiele spraw, nawróciłam się i po około miesiącu przystąpiłam do gruntownej Spowiedzi. Bardzo dobrze się do niej przygotowałam wg. książeczki do nabożeństw, w konfesjonale spowiadałam się z całego życia. Analiowałam każde z dziesięciu przykazań i wymieniałam moje grzechy z nim związane. Starałam się wymienić wszystkie grzechy, natomiast nie wnikałam dokładnie np. z kim, kiedy i gdzie oraz ile razy dany grzech popełniłam. Uważałam, że szczegółowe wyznawanie grzechów nie byłoby możliwe ze wzg. na pamięć oraz bardzo długi czas spowiedzi (chociaż i tak trwała pół godz.) Np mówiąc, że miałam myśli nieczyste nie mówiłam jakie to dokładnie były albo mówiąc, że nie szanowałam czystości swojego ciała nie wnikałam jak dokładnie do tego dochodziło. Ksiądz o nic dodatkowo mnie nie pytał. Powiedział, że się cieszy z przemiany, która we mnie nastąpiła. Jednak za wszystkie grzech bardzo szczerze żałowałam i do dziś dnia bardzo często żałuję. Gdy o nich myślę obejmuje mnie przerażenie. Dziś po roku czasu nie pamiętam czy z wszystkiego się wyspowiadałam ( choć nie zataiłam żadnego grzechu, ale nie wnikałam w nie dokładnie) i boję się, że któryś grzech mam nie odpuszczony i przez to jakoby przyjmuję Komunię Świętokradzką. Nie wiem co robić. Czy mam na nowo iść do gruntowej spowiedzi? Czy mówiąc więcej grzechów nie pamiętam za wszystkie szczerze żałuję, wystarczy? Czy Bóg wie, które dokładnie grzechy mieliśmy na myśli, gdy nie mówiliśmy o nich w szczegółach? Proszę o radę.
Chciałam jeszcze zapytać czy odpowiadający jest teologiem?