Gość 30.11.2023 00:25
Interesują mnie w ostatnim czasie relacje nauki i wiary - jak słusznie zaznaczył św. Jan Paweł II to kontemplacja prawdy przez wiarę i rozum jako osobne skrzydła. Rozumiem, że nauka jest wierze potrzebna, bo pozwala odpowiedzieć na pytania, z czego składa się świat, jak funkcjonuje, co pozwala lepiej poznać zamysł stwórczy Boga. Nauka w pewnym sensie nadaje teologii nowy wymiar. Teologia zaś - z perspektywy wiary - odpowiada na pytanie 'dlaczego" istnieje świat, istniejemy my, a więc jest jednocześnie poszukiwaniem sensu. Nie można pod żadnym pozorem jednak myśleć redukcjonistycznie, a więc przypisywać naukom przyrodniczym lub teologii kompetencji poza ich zakresem. Teologią nie możemy tłumaczyć tego, czego jeszcze nauka nie odkryła - "God of the gaps". Czytam publikacje różnych teologów - sam nim nie jestem - jednak odnoszę wrażenie, że niejednokrotnie jakby teologowie próbujący w jakiś sposób łączyć wiedzę teologiczną z wiedzą nauk przyrodniczych popadają w skłonność usilnego dostosowania treści teologicznych (w sposób umiejętny, bez naruszenia dogmatów i prawd wiary) do wizji naukowej. Czyli wynika stąd podporządkowanie teologii nauce. Wiem, że poszczególne dyscypliny to zupełnie inna metodologia i sposób opisu rzeczywistości, jednak zastanawia mnie to, dlaczego zwrot nauka i zmiany w teologii nie może choć raz obrać u niektórych teologów inny zwrot: z nauk przyrodniczych do teologii - czyż treści teologiczne nie mogą stać się inspiracją dla badań w zakresie nauk przyrodniczych? Dostrzegam to, że czasami niektórzy teologowie chcieliby przyjąć wszystko co ma do powiedzenia nauka, a teologię trakują jako coś, czym można modelować. A czy nie może być tak, że to pod wpływem refleksji teologicznej nauki przyrodnicze mogą obrać inne perspektywy rozwoju?
Nauki przyrodnicze mają własną metodologię. Nie powinny kierować się sugestiami teologicznymi. A co do teologów...
Teolog nie może ignorować wyników badań naukowych, gdy te domagają się odpowiedzi ze strony nauk teologicznych. Ot, problem geocentryzmu. Czy dla stwierdzenia, że człowiek jest najważniejszym stworzeniem Boga trzeba się upierać, że ziemia jest centrum Wszechświata? Ja tam w ogóle myślę, że dzisiejsza nauka każe bardzo ostrożnie podchodzić do pojęcia "centrum wszechświata". ale nie wydaje się, by była nim akurat Ziemia. Teolog musi powiedzieć, że odkrycie, iż Ziemia nie jest centrum Kosmosu nie narusza wiary w ową wyjątkowość człowieka. Bo nie narusza. Nie od bycia w centrum zależy wielkość.
Podobnie w kwestii pochodzenia człowieka. Jeśli człowiek ewoluował tak jak inne ziemskie organizmy, tym mocniej brzmi twierdzenie teologów, że człowiek nie tylko jest częścią świata ducha, ale też świata materialnego. I trzeba to tak ująć, a nie upierać się, że człowiek prawom ewolucji nie podlega.
J.