R 19.07.2005 14:52
Byłem niedawno na imprezie dla pracowników mojej firmy. W pewnym momencie skończyło się piwo. Szef wysłał mnie po alkohol, bo ja jako jeden z nielicznych(a może jedyny) nie piłem i mogłem prowadzić samochód. Szef zproponował nawet, żebym pojechał jego Peugeotem, ale ostatecznie pojechałem swoim.
Gdy znów skończył się alkohol, nie wysyłano już mnie- prawdopodobnie szef nie chciał mi znów zawracać głowy. W pewnym momencie zobaczyłem, że jego Peugeot odjeżdża. Było ciemno i nie widziałem, czy to szef prowadził. Faktem było jednak, że szef gdzieś zniknął, więc było prawdopodobne, że to szef był za kierownicą pomimo tego, iż nie był trzeźwy. Pomyślałem, że może należałoby zadzownić na policję i powiedzieć, że po ulicy jedzie samochód prowadzony przez nietrzeźwą osobę. Bo przecież może dojść do tragedii. Ale bałem się zadzwonić, bo gdyby potem wyszło, że to ja dzwoniłem, koledzy oskarżyliby mnie o donosicielstwo. Poza tym pomyślałem sobie, że przecież nie mam pewności, że to właśnie szef prowadzi- z imprezy zniknął nie tylko on, ale i parę innych osób i w końcu za pierwszym razem szef nie odważył się prowadzić, tylko mnie wysłał. Z drugiej strony wciąż miałem świadomość, że jest prawdopodobieństwo, że to szef prowadzi i stwarza zagrożenie dla życia i zdrowia innych na drodze.
W końcu jednak nie odważyłem się zadzownićna policję. Pomyślałem sobie: czy ja jestem anioł stróż wszystkich? Niech się sami ludzie pilnują i biorą za siebie odpowiedzialność
Czy to mógł być grzech, a jeśli tak, to ciężki?