30.06.2005 21:03
Jesteśmy małżeństwem chrześcijańskim, staramy się żyć według nauki katolickiej, korzystamy z kierownictwa duchowego.Mnie jednak to wszystko przerasta. Chodzi o to, że nasz spowiednik dużo mówi o posłuszeństwie żony mężowi. Dla
mnie to trudne, bo wychowałam się w domu, w którym problemy rozwiązuje się przez rozmowy a nie przez władzę jednej osoby. Wcześniej i w naszym związku było więcej partnerstwa, ale teraz mąż bardzo przejął się rolą głowy rodziny. Coraz częściej mówi,że powinnam zrezygnować z pracy zawodowej i
zająć się tylko wychowywaniem dzieci( 12 i 9 lat). Dodam, że dzieci mają dobrą opiekę i ich nie zaniedbuję...
Czuję się taka głupia, upokorzona, bez wartości. Spowiednik mi tłumaczy, że muszę więcej pracować nad posłuszeństwem mężowi, a we mnie się wszystko gotuje... Wszystkie decyzje mąż podejmuje sam, nie pyta mnie o zdanie: dotyczy towydatków, zakupów, tego, co mam zrobić na obiad... Uważa, że mam pytać go jeśli chcę gdzieś wyjść. Patrzy krzywym okiem na wizyty mojej koleżanki i nalega, bym z nią zerwała, bo to kradnie czas. To moja jedyna prawdziwa przyjaciólka
i nie chcę jej stracić, ale nasz ksiądz uważa, że powinnam to zrobić ze względu na miłość do męża. Dlaczego on może mieć swych kolegow, a ja nie?
Jestem nieszczęśliwa, boję się, że pewnego dnia dojdę do wniosku, że już go nie kocham, nie potrafię poddać się jego władzy. Ksiądz i mąż podsuwają mi różne ksiązki na temat tego posłuszeństwa, żebym się nawróciła, a we mnie wszystko się buntuje. Dlaczego księża nic nie mówią o tym posłuszeństwie w czasie nauk przedmałżeńskich i w kazaniach? Gdybym wiedziała, że taka jest nauka Kościoła, to bym może inaczej się do tego przygotowała. Mąż mówi, że mnie kocha i to wszystko z troski o naszą rodzinę, ale ja bardzo źle się czuję w tym układzie i tęsknię za starymi, szczęśliwymi czasami.
Dlaczego Bóg wymaga tak dużo od kobiet w porównaniu z tym, czego wymaga od mężczyzn? Poradzcie, jak wyćwiczyc serce w posłuszeństwie mężowi?
Mój mąż nie uznaje Spotkań Małżeńskich. Wważa, że w wielu katolickich ruchach rodzinnych zaniedbuje się ideę hierarchiczności rodziny, że dominuje w nich liberalny, partnerski model rodziny. On jest zwolennikiem ruchu Nazaret, pochodzącego ze Słowacji. Proszę mnie nie zbywać.
Proszę zmienić kierownika duchowego. To rada jak najbardziej poważna.
Nie tak dawno w tym dziale zajmowaliśmy się problemem relacji między mężem i żoną. W innym wprawdzie kontekście, ale chyba warto zajrzeć do tamtej odpowiedzi
(TUTAJ). Wezwanie Pawła do mężów "miłujcie żony i nie bądźcie dla nich przykrymi" (Kol 3, 19) jednak coś znaczy. Mówiąc o posłuszeństwie żony wobec męża nie można o tej części wskazania Apostoła Narodów zapominać. Na pewno nie jest wyrazem miłości pomiatanie żoną. Na pewno jest bycie przykrym dla żony, jeśli we wszystkim chce się nią dyrygować i nawet zakazuje się kontaktów z przyjaciółką. Podobnie, jeśli przeanalizujemy drugi przytoczony w tamtej odpowiedzi tekst (Ef 5, 22-30). Mąż ma kochac na wzór Chrystusa. Chrystusa, który przyszedł aby służyć i dał swoje życie na okup za wielu (Mt 20, 28), a nie panować, uciskać, zakazywać. Wymagania jakie św. Paweł stawia wobec mężczyzny są naprawdę bardzo wysokie. Kto widzi tylko jedną część jego wypowiedzi chyba nie powinien w ogóle w sprawach małżeńskich doradzać.
Prosiła Pani, aby ją nie zbywać, dlatego odpowiadający pozwoli sobie jeszcze wskazać konkretniej na pewne problemy.
1. Praca zawodowa kobiet. Oczywiście nie byłoby dobrze, gdyby kariera zawodowa była dla kogoś ważniejsza niż rodzina. Ale dotyczy to także mężczyzn, których dzieci nie widują czasami całymi dniami, bo ich ojciec rzekomo pracuje na chleb, a tak naprawdę dba głównie o swoją samorealizację w pracy czy społecznikostwie.
Pisze Pani, że dzieci mają dobrą opiekę. Nie ma więc powodu, żeby porzucała Pani pracę. Jeśli są kobiety, które nie chcą pracować i uznają, że powinny zajmować się domem, to oczywiście jest to decyzja dobra. Ale nie ma sensu zabraniać kobiecie pracy tylko dla jakiejś zasady. Pomijając już satysfakcję z samej pracy, to kontakty z innymi ludźmi rozwijają, często dają też wytchnienie od domowych problemów. Zadowolona z życia żona i matka to skarb dla męża i dzieci. Nie wolno tego dla sztywnych zasad przekreślać.
2. Przyjaźń. To ogromna wartość. Nawet jeśli jej pielęgnowanie zabiera czas(oczywiście w pewnych rozsądnych granicach) , to na pewno nie jest to jego strata. Proszę zauważyć: co mogłaby Pani zrobić z czasem, który teraz poświęca Pani koleżance. Czy rzeczywiście coś naprawdę sensownego? W naszej kulturze ludzie ciągle się spieszą. Wychodzą 5 minut wcześniej z pracy, żeby go zaoszczędzić. Ale co potem z tymi pięcioma minutami robią? Czy rzeczywiście coś sensownego? Nie. Po prostu 5 minut dłużej patrzą na telewizję, piją kawę lub dłużej śpią. Przyjaźń jest zdecydowanie bardziej wartościowa...
3. Wydatki, zakupy. Dobrze jest, jeśli nad sprawą czuwa ktoś rozsądny. Tylko niekoniecznie jest to mąż. Chyba nic nie stoi na przeszkodzie, by w normalnych sytuacjach o wydatkach decydować współnie. Włąsnie w imię miłości męża do żony i żony do męża.
4. Obiad. Proszę wybaczyć, ale to już gruba przesada. Niby dlaczego mąż ma w tych sprawach decydować? A dlaczego nie spełnić czasami kaprysu dzieci? Albo żony? Przecież każdy człowiek jest inny i każdemu co innego smakuje. Czy w imię miłości można żonie powiedzieć: gotuj to, na co ja mam ochotę? Przecież to absurd.
Odpowiadający wcale się nie dziwi, że taki układ Pani nie odpowiada. Tylko proszę pamiętać, że to nie jest chrześcijański model rodziny. W chrześcijańskim modelu rodziny posłuszeństwu żony odpowiada służebna miłość męża. A nie jego despotyzm...
J.