Z
11.02.2005 11:25
Już wiele razy spotkałam się z opinią, że człowiek nie powinien opierać swojej wiary o fakt istnienia cudów - bo wtedy wiara nie jest już wiarą, ale jest wiedzą. Naprawdę nie rozumiem... Przecież sam Jezus czynił cuda, które były właśnie potwierdzeniam Jego nauki, a najbardziej największy cud - Zmartwychwstanie. Ja pewnie nie wierzyłabym Jezusowi, gdybym nie wiedziała (a to dla mnie jest po prostu faktem historycznym skoro potwierdziło to swoim życiem tylu świadków) w Jego Zmartwychwstanie, a także inne cuda. Każdy może wyjść na ulice i mówić o Bogu, ale nie znaczy to że jest to prawda. Jeśłi jednak mocą tego kogoś Bóg dokonuje cudów, to znaczy, żę Bóg jest z nim. Mogłabym mieć czasem wątpliwości czy jednak tej całej histtorii o Jezusie ktoś kiedyś nie wymyśłił - ale widzę, że dziś też dzieją się rzeczy nadzwyczajne, któe pokazują mi, że Bóg naprawdę jest, bo ktoś przecież musi tego dokonywać - bo przecież nie robi tego człowiek. Przypatruję się ostatnio internetowym dyskusjom ateisów z wierzącymi, i za każdym razem ktoś z wierzących wspomina o cudach jako o znakach istnienia Boga. I regułą jest że wtedy ateiści zarzucają, że skoro cud jest dowodem, to nie można mówić o wierze, ale o wiedzy. Z tym samym zdaniem spotkałam się kiedyś w jakimś czasopiśmie katolickim - więc wierzący mają podobne zdanie. Ale przecież sam Paweł pisał, że gdyby Jezus nie potwierdził swojej nauki zmartwychwstaniem, nasza wwiara byłaby daremna. A Jezus powiedział do Tomasza: "UWIERZYŁEŚ, ponieważ Mnie ujrzałeś". Mimo że Tomasz Go zobaczył na własne oczy, Jezus nie mówi o wiedzy, ale o wierze... Co jest wieć złego w tym, że naszą wiarę wzmacniają cuda, a nawet że leżą u jej podstawy - przecież tak właśnie pisał Paweł i tak wierzył Tomasz.
Odpowiedź:
Małe sprostowanie: święty Paweł napisał nieco inaczej: że bez wiary w zmartwychstanie Jezusa i nasze nie byłoby sensu wierzyć ;) (1 Kor 15, 16-20)
Twoje pytanie dotyka jednak bardzo ważnego zagadnienia: co leży u podstaw naszej wiary. Odpowiadającemu wydaje się, że tym czymś jest zaufanie do osoby Jezusa Chrystusa. Nie chodzi tylko o Jego cuda, w tym niewątpliwie największy -zmartwychwstanie - ale także jego nauczanie i całą Jego postawę. Wierzymy osobie, a cuda najwyżej pomagają uwierzyć. Nie są argumentem jedynym i rozstrzygającym. To prawda, że do osoby Jezusa najbardziej przekonuje Jego zmartwychwstanie, bo coś takiego jest czymś zupełnie niesłychanym. Ale chodzi o to, by wierzyć osobie, a z cudów nie robić dowodów na istnienie Boga...
Odpowiadającemu trudno choćby teoretycznie zakwestionować cud zmartwychwstania, ale przyjrzyjmy się innym znakom uczynionym przez Jezusa. Np. uzdrowienie paralityka (Mk 2). W Ewangelii nie podano dlaczego był sparaliżowany. Wcale nie musiał mieć uszkodzonego układu nerwowego. Jego stan mógł mieć podłoże nerwicowe. Gdy Jezus powiedział do niego, że ma wstać, wziąć swoje łoże i pójść do domu coś mogło się w nim odblokować. Byłoby to wydarzenie niezwykłe, ale nie niewytłumaczalne.
Chodzi więc o to, żeby z tego rodzaju cudów nie czynić dowodów na istnienie Boga. Wtedy bowiem, gdy tylko ktoś znajdze naturalne wytłumaczenie jakiegoś zjawiska, wiara natychmiast upada. Sprawę widać jeszcze wyraźniej, gdy będziemy mówić o innych cudownych wydarzeniach. Np. powstanie człowieka. Gdy ktoś jest przekonany, że istnienie ludzkości jest dowodem na istnienie Stwórcy, wtedy doniesienia naukowców o odkryciu mechanizmów ewolucji i jakichś form przejściowych muszą mocno zachwiać wiarą tej osoby. Tymczasem jest w takim myśleniu nawet coś uwłaczającemu Bogu. Jeśli bowiem Jego istnienie można udowodnić wskazując, że jakieś tam zjawisko przyrodnicze nie mogło zaistnieć bez Bożej interwencji, tym samym twierdzi się, że Bóg nie jest Stwórcą doskonałym. Dlatego, że coś w cudownie funkcjonującej maszynerii przyrody musiał "ręcznie" poprawić. My natomiast wierzymy, że Bóg stworzył świat tak doskonałym, że wystarczą nadane mu prawa przyrody i żadna Boża ingerencja nie jest potrzebna.
Czy więc Bóg nigdy nie interweniuje? Tego wcale nie twierdzimy. Ale nie powinniśmy szukać "dowodów" tam, gdzie może chodzić o zbieg okoliczności. Inaczej ciągle nasza wiara będzie w defensywie. Będzie zmuszona uciekać przed odkryciami nauk przyrodniczych.
Jakie więc znaczenie mają cuda, skoro nie są dowodami? Chyba lepiej patrzyc na nie w kategorii znaków. Na przykład tak: Cud to wydarzenie nadzwyczajne, bo różniące się od zwykłego biegu rzeczy (niekoniecznie niewytłumaczalne) i jako takie będące znakiem Boga działającego w świecie. Bo często cudem jest nie to, że coś się wydarzyło, ale że wydarzyło się, kiedy było potrzebne. Np. rozstąpienie się morza przez Izraelitami, nakarmienie ich przepiórkami na pustyni można wytłumaczyć w sposób naturalny. Ale najdziwniejsze jest to, że wydarzyło się akurat wtedy, gdy było Izraelitom potrzebne... Podobnie z owym paralitykiem. Nie jest cudem tylko to, że zaczął chodzić. Cudem jest to, że stało się tak na słowa Jezusa...
Nie jest więc nic złego w tym, że w cudach, zwłaszcza zmartwychwstaniu Jezusa widzimy poważne argumenty przemawiające za prawdziwościa naszej wiary. Należy sie jednak strzec sytuacji traktowania ich jako czegoś absolutnie rozstrzygającego. Bo wtedy każdy powiem nauki zniszczy gmach wiary...
J.