Kto Zbawi Miłość 20.10.2023 17:17

Dzień dobry. Zastanawiam się nad cierpieniem Miłości. Z hymnu o Miłości z 1 Kor 13,1-13 wiemy między innymi, że: „Miłość cierpliwa jest…wszystko znosi…wszystko przetrzyma…nigdy nie ustaje”. Miłością jest też nazywany sam Pan Bóg – On tą Miłością jest. Przyszła mi taka refleksja odnośnie cierpienia, które nas w życiu spotyka, mianowicie: „A kto zbawi Miłość, kto ją uratuje od cierpienia, kto ukróci jej cierpienie, by nie trwało wiecznie?”. Wiemy, że Miłość wszystko znosi, wszystko przetrzyma, nigdy nie ustaje, i że jest cierpliwa, ale wygląda na to, że nawet sam Pan Bóg uratował i uratuje w końcu Miłość od cierpienia. Wygląda na to, że Miłość nie będzie nigdy wystawiona na taką próbę, aby zostało sprawdzone, czy byłaby rzeczywiście w stanie wszystko znieść, wszystko przetrzymać, nigdy nie ustawać, i być cierpliwa, będąc na przykład wystawioną na wieczne cierpienia – czy to ziemskie czy czyśćcowe czy piekielne – ale właśnie trwające wiecznie.

Przychodzi mi do głowy taki obraz, że tym co odróżniało by cierpiącego wiecznie potępionego od cierpiącego wiecznie zbawionego, było by to, że potępiony, mógłby może nawet przez długi czas zaciskać zęby i próbować wielbić Boga i służyć Mu, ale w końcu zacząłby Go przeklinać – w prawdzie by nie wytrwał, bo prawdy by w nim nie było – natomiast zbawiony, bez względu na długość czasu katuszy, czy służby, ani razu nie pomyślał by nawet w sercu, aby bluźnić Bogu – bo trwał by w Bogu, a Ten w nim, bo miałby Bożą Miłość. Z drugiej strony, być może to Słowo… ➜ Łk 18,8b – „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” oraz Mt 24,22 – „Gdyby ów czas nie został skrócony, nikt by nie ocalał. Lecz z powodu wybranych ów czas zostanie skrócony.” ➜ …może to Słowo dotyczące utrapienia czasów ostatecznych oznacza, że nawet wybrani „nie ocaleli by” – co może oznacza – „nie wytrwali by” w Miłości, i zaczęli by przeklinać Boga – właśnie gdyby czas cierpienia i prześladowań się przedłużał – i dlatego Pan Bóg to cierpienie skróci i przyjdzie, bo inaczej nie było by nikogo, kto by nie przeklinał Boga?

W każdym razie wygląda jednak na to, że Pan Bóg ulitował i ulituje się nad Miłością i zbawił i zbawi Ją od takiej próby, by miała wiecznie cierpieć. Odnoszę też wrażenie, że Miłość cierpiała już w całym stworzeniu – od początku istnienia świata i grzechu – i że już od początku wołała do Pana Boga o zbawienie, o uratowanie Jej od cierpienia.

Wierzę, że w pierwotnym zamyśle Pana Boga, nigdy nie było koncepcji cierpienia, że nie tak miał wyglądać ten świat, i że cierpienie to wynik grzechu i pomysł Diabła. A choć Miłość nigdy nie ustaje, to cierpliwość Pana Boga ma się kiedyś skończyć, i choć jest On nieskory do gniewu, to jednak Jego gniew kiedyś zapłonie – właśnie chyba też po to, aby zakończyć ostatecznie to cierpienie Miłości – aby było tak jak chciał na początku: harmonia, pokój, odpoczynek i radość. Być może można by pokusić się o stwierdzenie, że w przypadku potępionych, Miłość Boga ustaje i objawia się w postaci Kary Wiecznej, ponieważ grzesznik staje się wówczas tożsamy z grzechem, którego Bóg nienawidzi. Nieustawalność Miłości dotyczyła by zatem tego, że Ona sama nie może ustać z własnej „winy” w stosunku do zbawionych, ponieważ jest doskonała. Ustaje dla grzechu i zła, które są jej obce – co objawia się w pewnym momencie czasowym w postaci Kary Wiecznej nad grzechem – a Trwa wiecznie i nie ustaje dla sprawiedliwości i dobra, które są jej naturą.

Kontynuując poprzednią myśl, odnoszę dlatego wrażenie, że Miłość – choć zgodnie z hymnem, zdolna wiecznie cierpieć, nigdy nie ustawać, wszystko przetrzymać – prosiła w cierpiącym stworzeniu Pana Boga/Zbawiciela, by tego nie sprawdzać, i też pragnęła ulgi. Widać to chyba u Pana Jezusa, że i On nie cierpiał wiecznie na krzyżu, i wołał też do Boga Ojca o uratowanie Go od cierpienia. Zatem nawet Bóg, Syn Boży – zdolny wg hymnu o Miłości wszystko znieść, przetrzymać, i nigdy nie ustawać – nawet Jego cierpienie (cierpienie Tej Miłości) zostało ukrócone. Śmierć jak gdyby ukróciła Jego cierpienie, uwolniła Go od niego. To tak, jak gdyby Pan Bóg wykorzystał tego naszego „największego” wroga – Śmierć – aby uwolnić Miłość od cierpienia. Czy można więc powiedzieć, że Śmierć ratuje Miłość od cierpienia albo skraca jego czas? Trudno mi powiedzieć, bo w przypadku jednych, Śmierć może być zbawieniem, zakończeniem cierpienia ziemskiego i cierpienia w ogóle, a dla innych, Śmierć może być początkiem cierpienia wiecznego.

Podsumowując, chciałbym więc zapytać:

Czy można zatem powiedzieć, że (cytuję): „Pan Bóg ulitował i ulituje się nad Miłością, zbawił i zbawi Ją od tego, by miała być poddana próbie wiecznego cierpienia, bo choć jest Ona w stanie wszystko znieść, wszystko przetrzymać, i nigdy nie ustawać, to jednak na szczęście nigdy nie została i nie zostanie poddana takiej próbie, aby miało zostać sprawdzone, czy rzeczywiście by nie ustała, w przypadku bycia poddaną wiecznym katuszom, wiecznemu cierpieniu, bo zawsze cierpiała i cierpi tylko do pewnych granic – które na szczęście wyznacza Bóg – i dlatego Jej cierpienie zostało i zostanie kiedyś ostatecznie – w przypadku zbawionych – ukrócone, i zostanie Ona od niego na wieczność uwolniona – bo tego również zawsze pragnął dla Niej Pan Bóg – a wieczny koniec Jej cierpienia, wcale niczego Jej nie ujmuje”?

Odpowiedź:

Szczerze mówiąc nie bardzo potrafię się do tych rozważań ustosunkować. Bo wydaje mi się, że Pan Bóg zbawia człowieka, konkretnego człowieka, nie miłość. Wiem, że to tylko takie poetyckie stwierdzenie, ale właśnie trzymanie się tej poetyki sprawia, że trudno potem przenieść to na konkret zbawienia czy potępienia. Bo to nie miłość zbawia się czy zostaje potępiona, ale człowiek.

Z jednym na pewno mogę się tu zgodzić: że udręka tego, który konsekwentnie kochając doświadcza przeróżnych przeciwieństw kiedyś się skończy.

J.

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg