rycerz andromedy 11.09.2004 19:58

Witam, jestem pobożnym katolikiem, nie mam problemów z wiarą, ufam Bogu bezgranicznie i staram się ze wszystkich sił dążyć do świętości. Jest jednak jedno zdanie w Biblii, którego nie mogę pojąć - otóż nie mogę pojąć radości, do której nawołują słowa "radujcie się" bądź "raduj się". Z natury jestem samotnikiem, moje życie towarzyskie nie istnieje, ale mnie to nie przeszkadza. Wolę się trzymać z dala od ludzi, nigdy jednak nie odmawiam nikomu pomocy i zawsze staram się zrobić, co w mojej mocy, by ulżyć w cierpieniu tym, których spotykam. Ale ktoś zarzucił mi, że moja wiara nie jest prawdziwa, bo nie ma we mnie radości. Kocham Boga całym sercem i jestem gotów zrobić dla Niego wszystko...ale przyznaję, że nie mam pojęcia o radości...Cieszę się, rozmawiając z Bogiem i odmawiając modlitwy, ale chyba nie o taką radość chodzi...Czy coś ze mną nie tak? Pozdrawiam bardzo serdecznie

Odpowiedź:

Piszesz, że cieszysz się rozmawiając z Bogiem. To jest radość. Najprawdziwsza. Zapewne nieraz towarzyszy Ci także, kiedy pomagasz innym. Bo prawdziwa radość nie jest tym samym, co wesołkowatość, szukanie rozrywek itp. Rodzi się ze świadomości dobrego życia, z pokoju ducha. Towarzyszy jej pokój ducha, często też pogodne spojrzenie na świat. Jeśli taka radość, pokój, w Tobie jest, to nie musisz się o nic martwić.
A swoją drogą niektórzy mogą rzeczywiście mylić radość prawdziwą z nastawieniem na szukanie uciech i zabaw. Taka radość szybko niknie, gdy zabraknie dobrego humoru, alkoholu czy wesołego towarzystwa. Często rodzi się wtedy niepokój i nerwowe poszukiwanie nowych podniet, powodów do śmiechu... Nie przejmuj się więc zbytnio stawianymi Ci zarzutami.

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg