PD 26.07.2023 23:41

Na wstępie, dziękuję za wszystkie dotychczasowe odpowiedzi, które bardzo rozjaśniły mi niektóre sprawy i sprowokowały do myślenia. Tym razem chciałbym się zwrócić do Odpowiadającego typowo jako do teologa. Często mam bowiem problem z argumentami ludzi, którzy dowodzą swoich racji powołując się na doktrynalne wypowiedzi Kościoła sprzed kilkudziesięciu, czy nawet ponad stu lat. Czynią to mimo tego, późniejsze wypowiedzi papieży poddają je w wątpliwość. Twierdzą oni, że jeżeli dana wypowiedź, nie była oficjalnie odwołana, to wciąż obowiązuje. Jak rozumiem oczekują deklaracji podobnej do tej, którą załącza się przy wprowadzani nowej świeckiej ustawy - "Z dniem takim i takim traci moc ustawa z dnia itd., itp). Kościół jednak z reguły tak nie robi - ostatnio chyba taka deklaracja padła w kwestii Indeksu Ksiąg Zakazanych, ale nie była ona spontaniczna, a stanowiła odpowiedź na zadane pytanie. Jedynym śladem zniknięcia Indeksu początkowo był tylko fakt, że w Motu Proprio Pawła VI, przekształcającym Święte Oficjum w Kongregację Nauki Wiary, nie było o nim wzmianki. Przykłady nie "odwołanych", a faktycznie nie obowiązujących deklaracji można mnożyć. Ostatnio zetknąłem się z przykładem powoływania się na orzeczenie Papieskiej Akademii Biblijnej z 1909r., gdy była jeszcze częścią Urzędu Nauczycielskiego - stwierdziła ona m.in. że nie można podważać faktów takich jak: "ukończenie stworzenia całego świata przez Boga na początku czasu, utworzenie pierwszej kobiety z pierwszego człowieka". Nijak ma się to do dokumentu tej samej Komisji z 23 kwietnia 1993r. tyle, że wtedy była to już instytucja stricte doradcza. Nie pasuje to również do Humani Generis Piusa XII, który nie miał nic przeciwko ewolucji biologicznej, jako takiej o ile nie wchodziła w domenę teologii. Późniejsi papieże też wypowiadali się w tym tonie. Nikt jednak wcześniejszych deklaracji nie odwołał. Szczególnie uderza mnie deklaracja Benedykta XVI o braku sprzeczności między ewolucją biologiczną, a Objawieniem, bo kto jak kto ale Joseph Ratzinger (nic nie ujmując innym papieżom) na pewno pisząc swoje dokumenty wiedział doskonale jak należy je redagować od strony formalnej, a niczego przecież nie odwoływał. Przykładów takich jest znacznie więcej (np. niektóre tezy Syllabusa Piusa X itp.). Zapytałem o to kiedyś mojego spowiednika i stwierdził on, że należy patrzeć z jaką częstotliwością dana nauka jest powtarzana. Przyjąłem to wyjaśnienie niemniej, takie podejście sprawia, że tak na prawdę status starszych deklaracji Kościoła pozostaje w sferze spekulacji. Czasami, jak choćby w przypadku interpretacji pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju, dawne deklaracje są powszechnie ignorowane nie tylko przez teologów, ale i przez papieży. Z drugiej strony faktycznie, oficjalne odwołanie jakiejś dawnej deklaracji ma miejsce rzadko. Dlatego pytam Odpowiadającego jako teologa - kiedy można uznać, że dana nauka już nie obowiązuje?

Odpowiedź:

Nie potrafię na to pytanie w sposób jednoznaczny odpowiedzieć. To znaczy... Napisze tak. Kościół, papieże, nie odwołują czegoś, co nie było powszechnie uznaną prawdą wiary, wręcz dogmatem, ale częścią zwyczajnego nauczania Kościoła. Po co odwoływać? To nie ma sensu. Zwłaszcza że to "stare nauczanie" ma jednak jakąś wartość. Ot, upieranie się przy dosłowności interpretacji tezy o stworzeniu świata. Podstawowe prawdy - że Bóg z niczego stworzył cały świat i że cały świat jest dobry - są w tej interpretacji niezmienne. I tego w gruncie rzeczy bronili swego czasu ci, którzy chcieli ten tekst traktować dosłownie. Z czasem przyszła jednak refleksja, że to nie ma sensu. Nie dlatego, że nauki przyrodnicze widzą to inaczej. Dlatego, że lepiej zdano sobie sprawę z gatunku literackiego, w którym tekst poznał; i że nie jest to tekst naukowy, ale hymn ku czci Boga stwórcy. A hymnów nie interpretuje się jak opisu pracy badawczej... I więcej jeszcze: zrozumiano, że zrezygnowanie ze ścisłego trzymania się sześciu dni w niczym nie ujmuje wielkości Bogu. Bo wszystko, co jest na świecie - i zasady astrofizyki, i mechanika kwantowa i teoria względności - to próba opisu (z wieloma niewiadomymi) tej rzeczywistości, którą stworzył Bóg. W głównym zarysie zresztą to, co dziś mówi nauka zgadza się z intuicją autora natchnionego. Najpierw było nic, potem wszechświat był - jak na nasze rozumienie - mocno nieuporządkowany, z czasem pojawił się w nim ład i zasiedlona została Ziemia.... Najpierw był Wielki Wybuch - mówią naukowcy, potem z tego czegoś, co było po nim zaczęły formować się ciała niebieskie, w końcu na ziemi powstało życie... To, że Bóg nie stworzył świata jak dziecko buduje zamek z piasku nie znaczy, że go nie stworzył. Więcej nawet: dodaje Mu chwały, bo widać w tym świecie Jego niesamowita mądrość, przenikliwość, fantazję... To, że teologowie próbowali wypowiadać się w tym temacie tak, jakby mieli wiedze na temat mechanizmów działających w przyrodzie było przekroczeniem ich kompetencji.

Podobnie zresztą gdy chodzi o człowieka. Teologia broni w tej kwestii tylko tej tezy, że człowieka stworzył Bóg, że jest cząstka świata przyrody i cząstką świata duchowego. Pochodzenie od wspólnego z małpą przodka, fakt, że człowiek też, jak cała przyroda, ewoluuje, tylko mocniej unaocznia prawdę, że faktycznie jesteśmy częścią świata przyrody. Bardziej, niż nam się mogło zdawać...

Nie ma więc potrzeby odwoływania takich czy innych tez, gdy nie chodziło o prawdy istotne, prawdy wiary (bo niekoniecznie wszystkie są jakimiś ogłaszanymi w pewnym momencie dogmatami), a chodziło jedynie o teologiczne tezy czy o takie czy inne rozporządzenia prawne. Właśnie: o rozporządzenia prawne czasem w tym też chodzi. Nauka Kościoła się rozwija.... Warto pamiętać, że wiele tych tez, które dziś traktowane są jako modernizm, to pomysły teologów z czasów Ojców Kościoła czy wręcz z Pisma Świętego. Ot, tezy o możliwości zbawienia poza Kościołem, dokładniej, poza widzialnymi strukturami Kościoła katolickiego. Warto zauważyć w tym kontekście prawdę o zstąpieniu Jezusa do piekieł. Jest o niej mowa w Ewangelii Mateusza. To prawda uświadamiająca nam, że Jezus zbawił też tym, którzy zmarli przed Jego przyjściem. Ot, św. Józef, św, Jan Chrzciciel, którzy zmarli przed zbawczą męką Jezusa. Upieranie się, że tylko formalnie katolik, choćby i drań, może być zbawiony, nie ma podstaw w tradycji teologicznej Kościoła. Właśnie przyjęcie czegoś takiego nie jako pewnej tezy prawnej, ale jako prawdy wiary, było błędem.

Co do indeksu może jeszcze... Prowadzenie go dziś, przy takim zalewie różnych książek, filmów, audycji radiowych czy wpisów w mediach społecznościowych byłoby dziś niemożliwe. Dobrze więc, że z tego rodzaju narzędzia zrezygnowano. Katolik musi sam ocenić czy z jakimiś tezami może się zgodzić albo czy inne nie zagrażają czystości jego wiary. I sam musi dokonywać wyborów co czyta i z jakim nastawieniem czyta. Warto zauważyć, że ostała się instytucja Imprimatur (czy mnie zobowiązujące nihil obstat). Że dana pozycja jest wolna od błędów, można z niej spokojnie korzystać. Do książek pretendujących do bycia teologicznymi bez tej informacji trzeba po prostu podchodzić ostrożniej...

Spokojnie więc: zawsze warto odwoływać się do prawd podstawowych. Dla chrześcijaństwa ta najbardziej podstawowa brzmi: "Jezus jest jedynym Zbawicielem człowieka". I tylko z racji tej inne mają jakieś większe czy mniejsze znaczenie...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg