Gość 04.10.2022 13:07

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Mam pewne pytania. Są dość długie.

1. Czy będąc w kościele powinniśmy, na ile to możliwe oczywiście, zawsze patrzeć na Chrystusa w tabernakulum? Nawet gdy zwracamy się do Boga Ojca, do Którego zwracamy się przez zdecydowaną większość Mszy? Chrystus działa przez kapłana. Czy gdy ksiądz głosi kazanie, albo udziela Sakramentu Chrztu świętego, czy powinniśmy patrzeć na Chrystusa w tabernakulum, mieć zwróconą głowę/twarz/oczy w Jego stronę? Czy można patrzeć na obrazy, na krzyż? Kapłani noszą ubrania i wykonują gesty o głębokim znaczeniu. Czy możemy na nie patrzeć, czy powinniśmy cały czas całą swoją uwagę koncentrować na Chrystusie obecnym w tabernakulum?

2. Powiedzmy, że jest człowiek, który w przeszłości popełnił wiele grzechów, a czasem popełnia też grzechy powszednie. Każdego ranka (przez modlitwę) ofiarowuje Bogu wszystkie swoje dzieła, dobre uczynki i umartwienia w intencji ubłagania u Boga miłosierdzia dla dusz cierpiących w czyśćcu. Ale nie ofiarowuje (nie poświęca) nic w intencji ubłagania u Boga miłosierdzia nad sobą. Czy zasługuje (korzysta?) ze swoich dobrych uczynków itp.?

3. Czy to zawsze w porządku mieć na tapecie na pulpicie na komputerze czy smarftonie obrazek ze świętym albo obraz przedstawiający krzyż? Przesuwam tam kursorem, są tam „ikonki”, czy nie jest to jakaś forma czegoś w rodzaju profanacji? Czy nie jest to tak, jakbym miał np. ceratę na stół z wizerunkiem przedstawiającym Chrystusa, i przesuwał po niej talerze?

4. W jednej z homilii św. Grzegorza Wielkiego przeczytałem coś takiego: 'Nie odbierajcie zatem, bracia, waszym bliźnim jałmużny słowa. Siebie wraz z wami napominam, byśmy się wstrzymywali od mowy próżnej, byśmy unikali zabierania głosu bezużytecznie. Na ile uda się nam zapanować nad uporem języka, niech słowa nie płyną na wiatr, bo mówi Sędzia: Z każdego próżnego słowa, które by ludzie wyrzekli, dadzą liczbę w dzień sądny (Mt 12, 36). Próżne wszak jest słowo, któremu brak albo pożytku prawości, albo uzasadnienia słusznej konieczności.' (Podkr. moje.)
Czy z tego nie wynika, że rozmawianie z kimś o pogodzie, polityce, literaturze, nauce, 'co słychać", zdrowiu, jest grzechem?


5. Przeczytałem gdzieś, że jeżeli ktoś może czynić dobro, a go nie czyni, to grzeszy. Jak to rozumieć? Bo przecież nie oznacza to, że oglądając filmy, słuchając muzyki itd. grzeszymy? Ten czas moglibyśmy poświęcić na np. dodatkową pracę, a zarobione w ten sposób pieniądze przekazać ubogim albo parafii. Skoro w życiu chodzi o to, aby jak najlepiej służyć Bogu, to czy powinniśmy cały czas jeść tylko chleb i pić wodę w dobrych intencjach? Kocham Boga, chcę zatem służyć Mu najlepiej, jak mogę (wedle moich możliwości). Mógłbym np. nie oglądać komedii, ale jednak oglądam. Czy to oznacza, że jednak nie kocham Go aż tak bardzo? Czy aby być doskonałymi, trzeba nam umartwiać się we wszystkim? Jeśli nie, to gdzie leży granica? Czy ludzie którzy więcej z tego co mają (powiedzmy - procentowo), służą Bogu lepiej, będą żyć bliżej Boga po śmierci, będą więcej szczęśliwi? Wdowa wspomniana w Piśmie Świętym oddała wszystko, co miała. Nie chcę być źle zrozumiany. Nie chodziło mi o to, że powinniśmy np. jeść tylko chleb i pić wodę cały czas z dobrą intencją, bo inaczej nie dostaniemy się do nieba. Chodzi mi o to, czy powinniśmy np. jeść chleb i pić wodę cały czas z dobrą intencją z miłości do Boga, bo chcemy robić to, co On lubi i czego chce. Czy jeśli cierpię więcej z miłości do Niego, to dzięki temu zbliżam się do Niego? On cierpiał za mnie tak wiele, a ja - za Niego - tak mało. A jak rozumiem cierpienie jest językiem miłości. Kiedy więc nie umartwiam się, bo to oczywiście niewygodne (a czasem bolesne), mogę pomyśleć - no cóż, widocznie kocham siebie bardziej niż Jego. Chcę płonąć w Jego miłości, ale nie robię tego najlepiej. Św. Grzegorz Wielki napisał: ‘Lecz ponieważ wiekuiste płacze przychodzą w ślad za teraźniejszymi radościami, to jeśli, bracia najdrożsi, ogarnia was trwoga przed płakaniem tam, uciekajcie przed próżną radością tutaj. Nikt bowiem nie może i tu cieszyć się wraz z doczesnością, i tam królować wraz z Panem. Wytłumiajcie więc zbytki radości, poskramiajcie przyjemności ciała’. Kiedy np. jem coś smacznego, mogę pomyśleć: nie zasługuję na to. Czemu to robię? Przecież kocham Boga, nie powinienem tego jeść? Św. Grzegorz Wielki: ‘Niechaj każdy, na ile sił mu wystarcza, skrusza swe ciało i umartwia jego pragnienia, zabija obrzydliwe pożądliwości, by wedle słów Pawła stawał się żywą ofiarą (por. Rz 12, 1)’. Św. Joanna Beretta Molla powiedziała do męża: ‘byłam już po drugiej stronie i gdybyś wiedział, co widziałam. Któregoś dnia Ci to opowiem. Ponieważ jednak byliśmy zbyt szczęśliwi, czuliśmy się zbyt dobrze z naszymi wspaniałymi dziećmi pełnymi zdrowia i łaski oraz z całym błogosławieństwem Nieba, odesłali mnie na Ziemię, abym jeszcze pocierpiała, gdyż nie wypada stanąć przed Panem, nie wycierpiawszy wiele’.

Z Bogiem.

Odpowiedź:

1. Nie ma obowiązku będąc w kościele wpatrywać się w tabernakulum. I nie jest to nawet jakiś dobry obyczaj czy coś podobnego. Podczas Mszy lepiej chyba nawet patrzyć na kapłana. Albo tego, który w danym wypadku prowadzi liturgię - np. lektora.

2. Bóg tylko wie co o i jak. Trudno wyrokować o skuteczności czyjejś modlitwy w odniesieniu do tego, co dla człowieka niesprawdzalne. Jest jednak w postawie proszenia Boga o coś a jednocześnie trwania w ciężkim grzechu, bez chęci odmiany życia,  jakaś smutna sprzeczność...

3. Nie widzę tu problemu. Można mieć taką tapetę. Jeśli jednak przeszkadza ci, że wodzisz po niej palcem, to po prostu ją zmień.

4. A w Piśmie Świętym ktoś napisał, że rozmawianie o pogodzie to grzech? Uczy tak katechizm? Owszem, jest mowa o o złych rozmowach, czczej gadaninie, ale chodzi o o rozmowy, które człowiekowi szkodzą. Dlatego na przykład, że dotyczą bezsensownych dociekań w sprawach duchowych i dzielenia włosa na czworo, zachęcają do postaw sprzecznych z Ewangelią czy są plotkowaniem. Świętemu tez pewnie o takie rozmowy chodziło. No, i może o rozmowy, które niczego nie wnoszą, a są stratą czasu, które można by wykorzystać pożyteczniej. Ale mają takie rozmowy o niczym i swoje pozytywne znaczenie: nieraz są budowaniem czy podtrzymywaniem relacji. Ważne by nie odbywał się kosztem jakiegoś dobra. Np. nie pracujemy, tylko gadamy...

5. Chodzi o grzech zaniedbania: masz okazję czynić dobro, a nie czynisz. Bardzo bym się jednak wzbraniał przed skrajnościami w tym względzie. Bo człowiek potrzebuje tez odpoczynku. Kiedyś, gdy potrzebujący to był krąg rodziny czy najwyżej wioski, można było maksymalistycznie do sprawy podchodzić. Bo te potrzeby bliźnich miały jakieś ludzkie rozmiary. Dziś, gdy dzięki internetowi jesteśmy w kontakcie z połową świata nie da się udzielić pomocy nawet ułamkowi procenta wszystkich potrzebujących o których wiemy. I trzeba w tym pomaganiu zachować zdrowy umiar. Nie dla każdego potrzebującego operacji mogę wpłacić datek, nie z każdym zagubionym mogę rozmawiać... Kłania się tu jedna z cnót kardynalnych: umiarkowanie.

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg