Iks 03.11.2021 11:42
Witam
Czy powoływanie się przez niektóre środowiska "liberalnego" katolicyzmu i nawet przez niektórych przedstawicieli episkopatu na fragmenty Pisma Świętego dotyczące konieczności przyjmowania uchodźców w kontekście tego co dzieje się na polski-białoruskiej granicy i w ogóle w kontekście tego co działo się w Europie w 2015 roku nie jest przypadkiem nadużyciem?
Nie czuję się moralnie zobligowany do popierania przyjmowania tych "uchodźców". Po pierwsze dlatego, że są oni przedstawicielami religii wrogiej chrześcijaństwu, po drugie dlatego że potomkowie muzułmańskich imigrantów na zachodzie Europy chcą tam wyprowadzać swoje porządki i swoje prawo, po trzecie dlatego że obecna sytuacja jest rezultatem zagrywek Łukaszenki i władz Białorusi, a po czwarte dlatego że ci "uchodźcy" wcale uchodźcami nie są (na Białorusi nie ma przecież wojny, talibów ani czegokolwiek innego przed czym mieliby uciekać).
Stoję murem za polityką migracyjną władz Polski i nie widzę tu sprzeczności z byciem praktykującym katolikiem, który dąży do życia według Magisterium swojego Kościoła.
Czy coś ze mną jest nie tak?
Wydaje mi się, że w sprawie trzeba znaleźć złoty środek. I z góry powiem, że nie bardzo wiem, gdzie on jest. "Zamykajmy się na innych" bo nas los innych nie obchodzi, to przesada. Z drugiej przesadą jest też twierdzenie, że trzeba szeroko otworzyć drzwi i przyjmować ich jak leci.
W kontekście tym złośliwie zauważam, że Watykan nie przyjmuje żadnych uchodźców. Bo to, ze przyjmują parafie czy że pozwala im się mieszkać w jakichś kościelnych, nawet należących do Watykanu budynków, nie zmienia faktu, że mieszkają oni we Włoszech i temu krajowi robią problem. Watykan natomiast jest najbardziej policyjnym krajem świata. Wiem o czym mówię. Nie wystarczy, że zostanę przepuszczony przez strażnika na bramie. Jeśli idzie się bez towarzystwa księdza będzie się co parę minut kontrolowanym...
J.