Gość 12.02.2021 22:21
Dzień dobry, w sumie nie wiem od czego zacząć jeśli chodzi o moje pytanie, więc może najlepiej będzie, jeśli opiszę sytuację od początku. Otóż chodzi mi o kwestię prawa państwowego/ świeckiego, a konkretniej o sprawę jego łamania. Pytania odnośnie tego tematu pojawiały się tu już wiele razy, także odpowiedzi były zbliżone. Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować dwie z nich: ,,Rzeczywiście, prawo państwowe nie zawsze pokrywa się z prawem moralnym. (...) Grzechem jest niebezpieczna czy nieostrożna jazda, a nie literalne złamanie przepisu...", lub też: ,,Łamanie prawa niekoniecznie jest grzechem. Zależy jakiego.(...)". Od zawsze w pełni zgadzałam się z przytoczonymi twierdzeniami. Było to dla mnie zrozumiałe i oczywiste, że przykładowo przechodząc na czerwonym świetle, po rozejrzeniu się i upewnieniu, czy żadne auto nie nadjeżdża, nie popełnia się żadnego grzechu ( bo przecież nie ma tu niczego złego ), ale z kolei jadąc 90km/h przez miasto za dnia owszem ( stwarzanie niebezpieczeństwa ), lub też niepłacenie podatków ( oszustwo, grzech przeciwko 7 Przykazaniu ). Czułam, że mam rację i że takie podejście do sprawy jest słuszne. Potwierdzenie znajdowałam zresztą nie tylko na tym portalu, ale też przykładowo w wypowiedzi tego księdza: https://www.youtube.com/watch?v=kXBZEpITlkU
W pewnym momencie natknęłam się jednak na fragment Pisma Świętego, który szczerze mnie przeraził: ,,Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga. 2 Kto więc przeciwstawia się władzy - przeciwstawia się porządkowi Bożemu. Ci zaś, którzy się przeciwstawili, ściągną na siebie wyrok potępienia. 3 Albowiem rządzący nie są postrachem dla uczynku dobrego, ale dla złego. A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę. 4 Jest ona bowiem dla ciebie narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu. Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno nosi miecz. Jest bowiem narzędziem Boga do wymierzenia sprawiedliwej kary2 temu, który czyni źle. 5 Należy więc jej się poddać nie tylko ze względu na karę, ale ze względu na sumienie. 6 Z tego samego też powodu płacicie podatki. Bo ci, którzy się tym zajmują, z woli Boga pełnią swój urząd. 7 Oddajcie każdemu to, mu się należy: komu podatek - podatek, komu cło - cło, komu uległość - uległość, komu cześć - cześć."
Z tego fragmentu można by wywnioskować, że >>każde<< złamanie prawa świeckiego jest grzechem, nawet, jeżeli obiektywnie nie zostało popełnione żadne zło. Wobec tego za grzech należałoby uznać każdorazowe przekroczenie dozwolonej prędkości ( nawet w sytuacji, gdy na pustej drodze w środku nocy jedzie się 60 czy 70 km/h zamiast załóżmy 50, choć droga jest prosta, ruch mały, a chodniki zupełnie puste. Z punktu widzenia moralnego nie ma w takiej sytuacji żadnego zła, jednak jest złamanie przepisu - w konsekwencji czego można by się doszukiwać grzechu). Szczerze w tej sytuacji czuję się autentycznie załamana. Nagle okazuje się, że w zasadzie wszystko jest grzechem - przejście na czerwonym świetle nawet w sytuacji, gdy droga jest pusta; wypicie pół kieliszka wina na spróbowanie przez 16 czy 17 latka na rodzinnej imprezie raz do roku ( umówmy się - taka ilość alkoholu nie jest dla osoby w tym wieku w żaden sposób szkodliwa, zwłaszcza, że nie mówimy o >>piciu<<, a sporadycznym >>spróbowaniu<<); zakopanie martwego psa czy kota na podwórku ( absurdalne prawo, wedle którego nawet tak małe zwierzęta należy każdorazowo oddawać do utylizacji, zamiast normalnie zakopać ) itp, mogłabym tutaj wymieniać w nieskończoność ... Dodam w tym miejscu, że mam 15 lat i od dawna marzyłam, by zacząć się uczyć jeździć autem z rodzicami. W końcu się zgodzili, na pustej drodze przez pola. Cieszyłam się jak nigdy, gdy pod ich okiem mogłam doskonalić umiejętności ;) Teraz mogę z pełną świadomością stwierdzić, że kocham jeździć, a sama nauka stała się dla mnie czymś w rodzaju pasji :D Jednak w tym miejscu, po przeczytaniu tego fragmentu Pisma jestem załamana ... Nagle okazuje się, że ucząc się jeździć, choć obiektywnie nie robię nic złego ( trudno mówić o jakimkolwiek zagrożeniu przy 30 czy 40 km/h na pustej drodze przez pola, gdzie cały czas jestem pod okiem rodziców ), a wręcz jest to dobre ( mama z tatą zgodnie uważają, że w gruncie rzeczy jak wcześniej zacznę się z nimi uczyć to lepiej, będę bezpieczniejszym i lepszym kierowcą w przyszłości, bo jak zresztą Odpowiadający doskonale zapewne wie, w tym przypadku praktyka czyni mistrza ;) ), to pomimo tego i tak popełniam grzech tylko dlatego, że łamię pusty przepis ... :( Proszę mi powiedzieć, czy ja naprawdę w tej sytuacji robię coś złego, grzeszę? Z punktu widzenia moralnego z całą pewnością nie, bo ja naprawdę podchodzę do tego poważnie, dużo czytam i uczę się o zasadach ruchu drogowego, prawidłowej techniki jazdy itp, a wszystko dzieje się w bezpiecznych warunkach i pod okiem rodziców, jednak jakby nie patrzeć, przepis jest łamany ... A gdyby dosłownie interpretować podany wcześniej fragment Pisma Świętego, to złamanie każdego, choćby w danej chwili zupełnie zbędnego lub głupiego przepisu jest grzechem ... W tym momencie przechodzę już do ostatecznego kształtu mojego pytania - czy w związku z zacytowanym powyżej fragmentem Biblii, wbrew wcześniejszym zapewnieniom Odpowiadającego, w istocie >>samo<< złamanie prawa świeckiego mogło być grzechem? A jeżeli nie, to czy mogę dalej ( w bezpiecznych, opisanych wcześniej warunkach ), z czystym sumieniem uczyć się jeździć?
Przepraszam za tak długie pytanie ... Pewnie wyda się ono Odpowiadającemu śmieszne czy żałosne, jednak ja naprawdę jestem już na skraju załamania nerwowego ... Mam poczucie, że choć realnie nie robię nic złego, to ciągle grzeszę i to tylko i wyłącznie dlatego, że łamię pusty przepis ( którego łamanie nie jest jednocześnie łamaniem prawa moralnego )... A nawet jeżeli nie ja, to moi rodzice czy znajomi, a przecież nieupominanie grzeszącego także jest grzechem ... Bardzo proszę o pomoc w postaci możliwie szybkiej odpowiedzi na moje pytanie ... Będę naprawdę bardzo wdzięczna ...
Z góry dziękuję i pozdrawiam
Możliwe szybko... No... Dopiero teraz.
Niepotrzebnie się martwisz. Święty Paweł wcale nie pisze, że rozporządzenia władzy świeckiej mają walor prawa moralnego. To byłby absurd. Pierwsi chrześcijanie ginęli właśnie za to, ze się nie podporządkowywali, gdy władza nakazywała im porzucenie wiary w Chrystusa. Nie zrobili tego i dziś czcimy ich jak męczenników. Nie grzeszników, którzy nie podporządkowali się władzy.
O czym pisze św. Paweł? Ano o podporządkowaniu się prawu porządkującemu życie w tamtym czasie. Chodziło o to, by chrześcijan nie oskarżano o to, że są wichrzycielami, jakimiś rewolucjonistami. Ot, gdyby nagle zakwestionowali instytucje niewolnictwa i zaczęli wszczynać bunty. Albo gdyby uznali, ze nie będą płacić podatków....Ale żądanie by podporządkowaćź się prawu świeckiemu - jak napisałem na początku nie zawsze konsekwentnie wymagane - to nie to samo, co uznanie, że może być ono wyznacznikiem tego, co jest dobre a co złe.
Innymi słowy trzeba oddać Cezarowi co jego, ale nie zapominać, że to Bóg jest jedynym Panem. I tam gdzie prawo można się podporządkować - należy to zrobić. Gdzie jednak prawo jest niemoralne - należy mu się sprzeciwić. To prawo nie decyduje jednak, co jest dobre, a co złe.
Odnośnie do przepisów ruchu drogowego... Trzeba ich przestrzegać ze względu na innych użytkowników drogi. Bo jak nie przestrzegamy i nam i im może stać się krzywda. Ale gdy ktoś widzi ze nic nie jedzie ( bo np jest czerwone na skrzyżowaniu 200 metrów dalej) i przechodzi 7 kroków przez pasu na czerwonym świetle, to trudno mówić, że naraża siebie czy bliźnich na jakąś krzywdę...
J.