Gość78 23.10.2020 13:38

Witam. Prosze o nie ujawnianie pytania.

Jestem osobą, która przez długie lata tkwiła w nerwicy natręctw. Najróżniejszych i tych religijnych, natretnych mysli, skrupolow i innych niezwiazanych z tym tematem. Dużo się modlilem, ale uzdrowiony nie zostalem. Trafilem za to na kogos, kto mi pomogl, pokazal kierunek, i dzis jestem osoba praktycznie juz wolna od wszelkich natrectw. I tu mam pare pytan..

1. Udzielam sie na internetowej grupie, staram sie pomagac i pokazywac innym, ze z tego mozna wyjsc. Wspieram, wyjasniam na podstawie swojej historii i doswiadczen. Grupa jest typowo psychologiczna. Oczywiscie ludzie na niej sa najrozniejsi. Wierzacy i nie wierzacy. Panuje zasada szacunku do siebie, bez wzgledu na przekonania religijne. I teraz pytanie... Czesto ktos pisze, ze modlitwa to jedyna droga do wolnosci. A ja zawsze pisze, cytując św. Ignacego Loyola - módl się ale i działaj. Jedno nie musi wykluczać drugiego.. Ale jeśli ktoś tylko sie modli siedzac z zalozonymi rekami i liczac na cud... To czy nie jest to troche lenistwo i takie traktowanie Pana Boga jak kogos, kto spelnia nasze zachcianki?

2. Kierujemy sie zasada, ze nikomu nie pomozemy jesli ten ktos sam nie bedzie chcial i nie wykaze woli dzialania. Wierze, ze wlasnie Pan Bóg postawił mi na drodze kogos, kto mi pomogl po to, abym teraz ja mogl pomagac innym. Jak pan to ocenia? Czy dobrze to interpretuje?

3. I wlasnie kwestia szacunku do innych... Musze byc osoba obiektywna. Nie moge nikogo przekonywac do swoich racji, swojej wiary itp. Jak to polaczyc z byciem osoba wierzaca? Zawsze pisze o tym ze wierze, nie wstydze sie tego. Ale zawsze tez pisze, ze jesli ktos sie modli to jak najbardziej dobrze, ale powinien pamietac ze duzo tez zalezy od jego samego, od jego dzialania. I oczywiscie jak ktos sie nie modli, bo nie wierzy to tez moze wyjsc na prosta. Pomagamy kazdemu, nie tylko wierzacym.

Bóg zapłać za odpowiedzi i niski ukłon dla pana odpowiadającego J.Dużo tutaj czytam i naprawde robi pan kawał dobrej i wartościowej pracy. Z panem Bogiem.

Odpowiedź:

Ojej... jak takie dylematy rozstrzygać? Chyba nie trzeba ich rozpatrywać w kategoriach prawda- fałsz. Pewnie jest w tych różnych postawach jakieś ziarno słuszności... Tylko jedno w tych pytaniach dziwi. Zmieniająca się płeć osoby pytającej... No ale może tak:

1. Osoby, która twierdzą, że w wyjściu z problemów ważna jest tylko czy głownie modlitwa widać mają takie właśni doświadczenie. Zapewne poczuli się zupełnie bezradni wobec swojego problemu albo próbowali coś robić, a nic nie wychodziło. Lepiej chyba jednak rzeczywiście i modlić się i sensowni działać. Ot, w uzależnieniach: chyba ważne, by nie zostawać sam na sam z myślami dotyczącymi tego, ze chce się znów wejść w to, co uzależniło...

2. W kwestii działania Boga przez spotkanie tej czy innej osoby trudno powiedzieć coś jednoznacznego. Można spotkać człowieka, który z początku pomoże,a potem pogrąży. Chyba trzeba zachować otwartość umysłu, a nie trzymać się kurczowo jednej myśli...

3. Pomocna dłoń wyciągnięta do potrzebującego to zawsze coś, co może pomóc doprowadzić go do Boga. Nie trzeba Boga ciągle mieć na ustach. Wystarczy, że wspierany wie, że ktoś jest wierzący. Co z tym zrobi, to jego sprawa i Bożej łaski w nim. Są ludzie, których taka postawa skłoni do refleksji nad wiarą. Są tacy, którzy w ogóle o czymś takim nie pomyślą. Szukający pomocy bywają niekiedy bardzo roszczeniowi - chodzi raczej o szukających pomocy materialnej, ale nie tylko - i uważają, że pomoc im się należy jak psu zupa i nie przejmują się innymi... W każdym razie takie pomaganie niewierzącym, zagubionym, to przygotowywanie gruntu pod ewangelizację. Nazywa się to preewangelizacją. I jest bardzo potrzebne. Bo człowiek przyjmuje Jezusa nie kiedy się jest wobec niego jak natrętna mucha, ale wtedy, gdy sam zaczyna pytać, a znajduje tych, co odpowiedzą...

J.

 

 

 

 

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg