Katecheta 07.09.2020 08:05

Laudetur Iesus Christus!

Odpowiadający w moim pytaniu z dnia 03.09.2020 r. chyba nie zrozumiał o co mi chodzi!

Ja, jako osoba nauczająca młodzież religii doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie można nikogo zmuszać do zawarcia małżeństwa!

Chodziło mi o to, co Franciszek powiedział o samym małżeństwie: "konkubinat JEST prawdziwym małżeństwem i ma łaske właściwą prawdziwemu małżeństwu."!

O tym nie wiem co mam myśleć i jak to interpretować! Czego ja mam nauczać młodzież, którą przez lata informowałem o wartości małżeństwa i jego znaczeniu w oczach Boga? Bo o tym, że małżeństwo ma być zawsze dobrowolne, nawet jak jest dziecko w drodze i nacisk rodziny, doskonale wiem i nie to zbulwersowało mnie w wypowiedzi Ojca Świętego! Zszokowało mnie zaprzeczenie temu, czego przez milenia nauczał Kościół!

Jak mam tłumaczyć słowa Papieża , że "konkubinat jest prawdziwym małżeństwem" i "ma łaskę właściwą prawdziwemu małżeństwu"??

Odpowiedź:

Zrozumiałem. Chodziło - przypomnę - o kontekst wypowiedzi papieża Franciszka. A konkretnie o osoby, które wskutek panującego w ich środowisku przesądu, że ślub oznacza rozstanie, na ów ślub się nie decydują. Rozumiem co miał na myśli Papież: że to pragnienie zawarcia trwałego związku sprawia, że choć formalnie go nie zawarli, w gruncie rzeczy małżeństwem są. Bo takiego związku, trwałego, wiernego w miłości chcieli. I może w nich działać łaska. Zawsze zresztą może, Bóg działa jak chce, ale tu chodzi o ich pragnienie zawarcia stałego związku.

Warto przypomnieć, że sakramentu małżeństwa udzielają sobie sami małżonkowie, a kapłan i dwóch świadków to wymóg formalny. Od którego można dyspensować. W opisanej sytuacji nie ma oczywiście mowy o dyspensie, która musiałaby być udzielona przed zawarciem małżeństwa, a nie po. Ale Trudno nie zauważyć, że osoby te faktycznie chcą żyć, jak o małżeństwie uczy Kościół. Z wyjątkiem tego defektu wywołanego panującym w ich środowiskiem przesądem...

To nie znaczy, że młodym można dziś mówić, że wystarczy że się kochacie, ślub nie jest potrzebny. Ale trzeba, aby zawierając małżeństwo chcieli związku opartego na miłości i wierności i otwartego na życie. Formalność jest w drugiej kolejności, najpierw to pragnienie, decyzja na taki małżeński związek. Jeśli jest formalność, a nie ma właściwego rozumienia małżeństwa - bo zakłada się możliwość rozwodu, bo nie chce się dzieci i parę innych - to też nie jest to małżeństwo, prawda?

Nie dyskutowałbym z młodymi czy trzeba czy nie trzeba ślubu. Najpierw zwróciłbym uwagę na miłość, wierność, uczciwość małżeńską i nierozerwalność związku. Otwarcie na życie oczywiście też, ale to zakres uczciwości małżeńskiej... Po prostu odwróciłbym ich pytanie wskazując na to, co najistotniejsze. I dopiero potem tłumaczył, dlaczego trzeba dopełnić i tę formalność. Że to taka uroczysta deklaracja, iż te wszystkie składane obietnice traktuje się na poważnie. Kościół ten wybór błogosław, a Bóg udziela stosownej łaski...

Trzeba po prostu zwrócić uwagę na istotę małżeństwa i istotę konkubinatu. Pierwszego z natury swojej nastawionego na trwałość, konkubinatu, nawet jeśli przetrwa, to nastawionego na możliwość odejścia w każdej chwili. I na tym ta różnica przede wszystkim polega: pierwsze jest budowaniem na mocnym fundamencie, drugie na słabym fundamencie deklaracji, którą w każdej chwili łatwo odwołać.

Trochę to, co napisałem przypomina mi pewien kawał o tym, jak pewien człowiek spowiadał się, ze z miłości do wiary zaparł się wiary. Jak to możliwe? Ano leżał pijany w rowie. Przechodzili jacyś Świadkowie Jehowy i skomentowali: "patrzcie, jak ci katolicy się upijają". A on wtedy "ja ie jestem katolik, tylko ewangelik".... Tu jest podobnie: z pragnienia zawarcia małżeństwa ludzie rezygnują z formalnego jego zawarcia. Głupio robią kierując się tym przesądem, ale cóż...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg