Gość 13.08.2020 03:39
https://zapytaj.wiara.pl/pytanie/pokaz/61ac00
" Piszesz o wielkim nasileniu tendencji homoseksualnych, ale niekoniecznie to tak musi być."
Tutaj faktycznie tendencje homoseksualne są bardzo silne, tak bardzo, że pociąg do tej samej płci zupełnie wypełniał od zawsze seksualność. W sumie nie było przebłysków heteroseksualności, no może jakby się bardzo postarać, może czasem z jakąś dziewczyną (jedną na milion) mogłoby coś być. Ale ogólnie heteroseksualizm nie był nigdy w tym przypadku niczym naturalnym, wychodzącym z natury tej konkretnej osoby.
To aż dziwne, bo ten pociąg do tej samej płci towarzyszył od najmłodszych lat, inni czasem "odkrywają swoją seksualność" a tu było od początku wiadomo.
Myślałem, że człowiek skrzywia się z wiekiem, a tu praktycznie od urodzenia coś się "poprzestawiało". Gdybym nie wiedział, że człowiek rodzi się hetero, to bym myślał, że tu homoseksualizm był od samego początku. Podkreślam, że nie chodzi o osobę wykorzystaną, nic w dzieciństwie złego się nie działo.
Może to kwestia relacji z ojcem, więź była słaba, ale nie było też tragedii, ojciec nie był agresywny i był obecny, mimo że kontakt był (ze strony dziecka zwłaszcza) nie typowo ojcowsko-synowski, raczej gorszy, słabszy (nie tragiczny). Ale dziecku jakoś tego nie brakowało, lepsze relacje miało z matką.
A jeśli nie chodzi w ogóle o kwestię opieki w starości, tylko o brak samotności? O dzielenie z kimś życia, emocji, pasji (znaczy zainteresowań). To trudne być osobą samotną, gdy nikt nie widzi jakim naprawdę się jest, jaki się ma tak naprawdę charakter itd. Ta druga osoba byłaby wsparciem, gdy człowieka nie rozumie świat (nie mam tu na myśli spraw seksualnych tylko ogólnie).
Kiedyś Pan Odpowiadający pisał (jeśli dobrze rozumiem), że miłość w najczęstszym rozumieniu nie była aż taka ważna: https://zapytaj.wiara.pl/pytanie/pokaz/85e22:
"Bo chyba dopiero w XX wieku zaczęto na rodzinę patrzyć jako na związek rozpoczynający się gorąca miłością.... W przeszłości nie było to normą. Małżeństwo częściej było wynikiem kalkulacji. A rodzina - małym przedsiębiorstwem..."
Pamiętam też, że kiedyś się mówiło nieszczęśliwej wybrance (niezakochanej w przyszłym mężu), że miłość przyjdzie z czasem.
Poza tym, kiedyś rodzice wybierali męża/żonę dzieciom (bo np. działki leżały obok i można je było połączyć) i jakoś to funkcjonowało, nie była potrzebna ta wielka romantyczna bajkowa miłość.
No tak, wszystko OK. Ale potrzebę dzielenia pasji, pogadania z kimś wzajemnej pomocy, zaopiekowania się równie dobrze mogą zapewnić przyjaciele. Prawdziwi przyjaciele. Nie trzeba do tego małżeństwa...
J.