Adam 30.09.2019 14:34
Szczęść Boże,
Załóżmy następującą sytuację:
Wierząc w prawdziwą miłość, osoba jeszcze przed zawarciem małżeństwa składa ślub/obietnicę Bogu, że na zawsze pozostanie wierna tylko tej osobie, z którą aktualnie widzi swoją przyszłość w sakramentalnym związku (będąc głęboko przekonanym, że to jej powołanie) i nigdy już nie zwiąże się z nikim innym, niezależnie od wszystkiego. Po latach jednak relacja rozpada się na etapie narzeczeństwa, do sakramentu nie dochodzi, a największą przeszkodą jest coraz bardziej odmienny stosunek do wiary i Kościoła.
Czy ślub tego typu w ogóle jest ważny? Czy należy uważać go za obowiązujący i jedyną właściwą drogą dla osoby go składającej jest modlitwa i życie w samotności do śmierci (zakładając, że do ewentualnego cudownego odbudowania związku, nawrócenia drugiej strony i małżeństwa nie dojdzie)? Czy w związku z tym należy wykluczyć możliwość poznania kogoś innego, wierzącego, o podobnej duchowości, z kim perspektywa zawarcia katolickiego małżeństwa, głęboko przeżywanego w swoim sakramentalnym wymiarze, byłaby realna? Czy grzechem może być samo rozważanie tego?
Oczywiście miłość nie przemija i naturalnym wydaje się trwanie w modlitwie o to co najważniejsze, czyli powrót ukochanej osoby do Boga, bez względu na dalszy los tej relacji.
Jak wyglądałaby ta sytuacja w przypadku gdy ślub nie byłby złożony Bogu, lecz samej osobie, której dotyczy? Czy należy go dotrzymać nawet wbrew jej woli?
Pozdrawiam i z góry dziękuję za odpowiedzi na wyżej wymienione kwestie
O zaistnieniu małżeństwa decyduje ślub złożony drugiej osobie w obecności kapłana i dwóch innych świadków. W innej sytuacji nie ma małżeństwa, a ślub prywatnym z którego zwolnić może spowiednik.
Inna rzecz że złożenie takiego ślubu jest dość nierozsądne. Nie można poczekać z taką decyzją do dnia zawarcia małżeństwa?
J.