Gość25 10.06.2018 17:59
I jeszcze jedno krótkie pytanie, bo zapomniałem zadać a nurtuje mnie od dawna. Czy skoro właśnie jakąś szybka jazda itd mogą być grzechami ciężkimi nawet jak się nic nie stanie, bo moga byc narażeniem życia swojego lub kogoś, to czy zadreczanie się grzechami i tym czy mogę czy nie iść do Komunii też jest grzechem ciężkim? bo ja np. Bardzo się tym zadreczam, od nerwów moje zdrowie nie jest w najlepszym stanie, pogarsza się właśnie od takiego zadreczania się a jak idę do spowiedzi to objawy się nasilają jeszcze bo tak się tym denerwuje. Albo jak nie przestrzegam zawsze diety? Czy to grzech? Przecież tak się nie da żyć. Chociaż dieta byłaby mi niepotrzebna tak myślę gdybym nie nerwy które tak naprawdę są źródłem moich kłopotów zdrowotnych. Więc mam nadzieję że chociaż to nie jest grzechem. Czy czasem nie lepiej sobie trochę poluzowac z tymi grzechami? Czy tak nie można? Bóg jest miłosierny i jak widzi że ktoś nie daje sobie rady że skrupulami to może by przebaczyl..nie wiem bo niestety moja wiara, czuję to, jest nie taka jak yc powinna, wszytsko opiera się na strachu a nie na miłości do Boga. Czy tak powinno być? Bardzo chce kochać Boga i czuć radość z wiary ale nie da się to pogodzić z moim strachem i popełnieniem grzechów ciężkich codziennie, co chwilę.. No i Nie mogę chodzić do Komunii co mnie także doluje. Czuję że aby moja wiara była dobra musze czuć że Bóg jest wybaczajacym ojcem i nie przekreśla mnie za takie rzeczy o których pisałam wcześniej. Wiadomo, są granice, ale to się staje niemożliwe przestrzegać tego wszytskoego funkcjonujących w normalnym świecie. No może jakbym nie wycjodzila z domu. Jak żyć normalnie i jednocześnie w zgodzie z Bogiem przyjmując sakramenty?
Trzeba się starać nie popełniać żadnego zła. I jednocześnie nie zadręczać się sytuacjami, w których jakieś mniejsze, przy naszym niechcianym współudziale się zrodziło. Przecież nawet jazda zgodnie z przepisami może być niebezpieczna, prawda? Np. kiedy widzę, że ktoś popełnił błąd, a ja nie pozwalam mu go naprawić, tylko egzekwują stosowanie przepisów.
Miałem kiedyś wypadek. Kierowca jadący z naprzeciwka wyprzedzał, kiedy ja wyłoniłem się zza zakrętu. Miał jeszcze mnóstwo czasu na zatrzymanie się. Ja stanąłem albo zwolniłem do 5km/h, nie pamiętam. Zjechałem przy tym maksymalnie jak się dało w prawo (dalej był głęboki rów). On może też zwolnił, ale jechał dość szybko dalej, bo myślał, że ktoś go do sznurka samochodów wpuści. I nikt nie wpuścił. I może by mnie i minął i przy tej prędkości wypadł z drogi dopiero na zakręcie, ale kiedy był na mojej wysokości poślizgnął się na mokrej drodze (pasy na środku) i mnie przyhaczył. Tak, był winny. Ale ci ludzie, którzy widząc co się dzieje nie wpuścili go, też byli winni. Choć pewnie nikt z nich tak o sprawie nie pomyślał... Trzeba więc jeździć tak, żeby nie prorokować niebezpieczeństwa. Pamiętając przy tym, że największe zagrożenie stwarzają na drodze tzw świetni kierowcy, lekceważący nie tylko przepisy, ale swoje i innych bezpieczeństwo. Na pewno czymś takim jest podjęcie decyzji o wyprzedzaniu, gdy się nie widzi, czy coś jedzie z przeciwka...
J.