Robert 05.06.2018 08:04
http://zapytaj.wiara.pl/pytanie/pokaz/4763a5
Chcę odnieść się do wypowiedzi dostępnej w powyższym linku, która wydaje się jakby unikiem w postawieniu sprawy jasno, a przede wszystkim ujętej chyba nieco lakonicznie. Poruszył mnie ten temat, ponieważ jestem ojcem, który słyszał z ust mojego dziecka podobne rzeczy. Nie mniej jednak rozumiem, co prawdopodobnie Odpowiadający chciał zasugerować w powyższej odpowiedzi. Mimo to mam inne zdanie.
Widzę tę kwestię następująco. Rodzice mają prawo do tego by wiedzieć, w jaki sposób jego syn czy córka sprawuje się w szkole, jakie robi postępy w nauce i czy ktoś pośrednio lub bezpośrednio nie wyrządza im krzywdy. Z treści wypowiedzi Pytającego wynika, że ktoś zastosował wobec tego dziecka agresję. Na to godzić się nie można. Trzeba coś z tym zrobić. Jeśli zbagatelizujemy sprawę rozzuchwalimy tylko sprawcę przemocy. Nauczymy go, że nie poniesie konsekwencji za uczynione zło. W życiu dorosłym nie trudno zgadnąć, że taka postawa może zaowocować nieprzyjemnymi konsekwencjami dla sprawcy przemocy. Oczywiście trzeba rozróżnić działanie celowe i zrobienie krzywdy niechcący.
Nie mówię o tym, by wszystkie sprawy załatwiać za nasze dziecko, bo ono też musi nauczyć się radzenia sobie z problemami. Przeszkadzanie nauczycielowi w prowadzeniu lekcji, pośrednio godzi w dobro innych uczniów. Moje dziecko idzie na zajęcia po to, aby się czegoś pożytecznego i potrzebnego nauczyć. Uczeń dezorganizujący lekcję zabiera prawo i możliwość nauki mojemu dziecku. Jakim prawem??! Przez takiego ucznia moje dziecko może mieć gorsze oceny. Taki uczeń powinien nie tylko przeprosić, ale w jakiś sposób wynagrodzić swój zły czyn. Według mnie bardzo dobrze, że nasze dzieci mówią o takich sprawach, bo to świadczy o tym, że mają zaufanie do rodziców i spodziewają się pomocy, wskazówek jak mają postąpić w danej sytuacji. To raczej normalne i dobrze świadczy o relacjach rodzinnych.
Ponadto trudno mi się zgodzić z poniższą argumentacją Odpowiadającego.
„Tu także chodzi o to, jak rodzice z tej wiedzy zazwyczaj korzystają. Jeśli przyjmują do wiadomości i tyle, to szkody wielkiej takim postępowaniem nie czynisz.”
Miałbym, więc powiedzieć swojemu dziecku: „nie mów źle o innych uczniach nawet, gdy zrobili ci krzywdę, bo będziesz miał grzech obmowy? Mówienie źle o koledze, który wyrządził ci krzywdę jest bez sensu, bo ja i tak nie stanę w twojej obronie ”?
Kończąc… zamiast narzekać na postępowanie młodzieży, wychowujmy ją w duchu odpowiedzialności i prawdy. Nie utwierdzajmy w przekonaniu, że mają do wszystkiego prawo, natomiast wszelkie obowiązki należą już wyłącznie do zadań dla dorosłych.
Pozdrawiam.
Rodzic.
Ano z treści tamtego pytania wcale nie wynika, że ktoś "zastosował wobec tego dziecka agresję". Pytający napisał "zrobił względem mnie coś złego". Co zrobił: uderzył? Krzywo spojrzał? Powiedział, że jestem niekoleżeński, bo nie dałem ściągnąć albo nie podpowiedziałem? To niekoniecznie zaraz agresja.
Co do ucznia przeszkadzającego w lekcji... Przepraszam, ale o jakiej szkole mówimy? Bo trochę uczyłem. Nic Pan nie zrobi uczniowi, który przeszkadza w lekcji. Nauczyciel też nie. Zwłaszcza jeśli ten uczeń ma rodziców, którzy przy każdej próbie zdyscyplinowania go przychodzą z awanturą do dyrektora. Pana dziecko będzie miało z tego powodu gorsze stopnie? Może. I niczego to nie zmieni. Żeby cokolwiek zmienić trzeba by pozwolić pedagogom działać. Ale upominanie przez rodziców.... Wolne żarty. Niejeden w domu aniołek w szkole pokazuje różki, a rodzice się dziwią i mają pretensje do nauczycieli, ze kłamią na jego temat...
No i jeszcze jedno, najistotniejsze... Napisał Pan, że rodzic ma prawo. Dowiedzieć się jak syn czy córka sprawuje się w szkole, jakie robi postępu w nauce, czy ktoś nie wyrządza mu krzywdy. No ma. A jednocześnie dziecko, zwłaszcza już starsze, ma też prawo mieć swoje tajemnice. Jeśli w szkole orłem nie jest, a i czasem nabroi, to jeszcze nie powód, żeby zaraz do rodziców biegać na skargę. Zarówno jakieś dostosowanie się do grupy rówieśniczej (nawet jeśli to będzie sprzeciw wobec niej) jak i dotarcie się w relacjach z nauczycielami i w ogóle z wszystkimi innymi ludźmi, wcale nie wymaga pośrednictwa rodziców. Rodzice powinni wiedzieć tyle, ile wiedzieć powinni. Ale wszystkiego wiedzieć nie muszą. Bo inaczej odgrywają wobec swoich dzieci rolę Big Brothera, który ciągle podgląda i ciągle ocenia. Tak nie da się żyć
A najsmutniejsze, ze tacy rodzice, którzy chcą wszystko o swoich dzieciach wiedzieć zazwyczaj i tak wiedzą najmniej. Tylko się im wydaje, ze dużo wiedzą. Dziecko ciągle kontrolowane po prostu zaczyna wiele spraw ukrywać.
J.