Gość 13.01.2018 18:44
Szczęść Boże,
Na początku chciałabym przedstawić swoją sytuację. Proszę o cierpliwość i zrozumienie, bo naprawdę potrzebuję pomocy. Jestem studentką, od kilku lat zmagam się z problemem skrupulanctwa. Proszę o ukrycie dalszego opisu.
(...)
Co mam robić? Proszę o radę i z góry dziękuję.
Z Panem Bogiem
Skrupuły... Jak pewnie wiesz, chodzi o lęk. Gdzieś jednak u jego podstaw leży taka niechrześcijańska obawa, że Bóg tak naprawdę jest zły i dopóki skrupulatnie nie spełnię wszystkich wymagań dotyczących spowiedzi, to niczego mi nie wybaczy. A że w tej materii zawsze można mieć wątpliwości, można ze skrupułów nigdy nie wyjść. Pamiętaj po prostu, że Bóg jest dobry i niczyjego, także Twojego udręczenia nie chce. Nie jest złośliwym urzędnikiem, czyhającym na jakiś błąd formalny z naszej strony, by nas natychmiast wyrzucić do piekła...
Stały spowiednik... Tak, to dobry pomysł. Chodzi o to, żeby to był ktoś, kto już Cię zna i nie musi za każdym razem od początku poznawać Twoich problemów. I właściwie to jego jedynym zadaniem może okazać się, by za każdym razem w tej comiesięcznej spowiedzi Cię uspokajać, że nie popełniłaś grzechu ciężkiego. Ale celem musi być to, by pewnego dnia nie był Ci już potrzebny. Wyjście z tego skrupulanctwa...
Jeśli dogodnym byłoby dla Ciebie, by był nim ten spowiednik, który Twoim zdaniem byłby odpowiedni, to niech nim będzie. Nie musisz wcale oficjalnie w taki układ wchodzić. Wystarczy, ze po prostu będziesz się tylko u niego spowiadała i we wszystkim trzymała się jego rozstrzygnięć. A czemu się zawahał? Nie wiem. Może dlatego, że to trudne i czasem uciążliwe. Sama wiesz jak się sama ze skrupułami czujesz, ile czasu zajmuje Ci rozmyślanie... Ten ksiądz pewnie wie jak to jest, i wie że łatwo mieć nie będzie...
Co do Twoich "seksualnych" odczuć zdarzających się podczas nocnych przebudzeń... Ciało to ciało. Reaguje jak reaguje. Jesteśmy istotami seksualnymi i wpisane jest to w naszą cielesność. Chodzi o to, byśmy umieli nad nimi zapanować, a nie, by one panowały nad nami. Dlatego samo odczuwanie jakiegoś seksualnego podniecenia czy jakieś przyjemności złe nie jest. By mówić o grzechu trzeba "chcenia". Czyli świadomej i dobrowolnej akceptacji podniecenia, które pojawiło się niechcący albo celowego jego wzbudzania. Przez myśli obrazy itd. Gdy czytam co piszesz o swoich doznaniach nie wydaje mi się, by można było tu mówić o świadomie i dobrowolnie wybranym złu. To się pojawia, nie bardzo umiesz to natychmiast "wyłączyć", ale przecież nie idziesz za tym nie pielęgnujesz tego odczucia, nie rozwijasz go, nie wzbudzasz sama. Żadnego grzechu tu nie widzę...
J.