Gość 25.11.2017 01:38
To pytanie będzie po części opisowe, ale o najczęstszy "problem" jakim jest seks przed ślubem. Zaczynając... Mam 18 lat, mam chłopaka, którego bardzo kocham. Jesteśmy dojrzałymi, porządnymi osobami. Miłość jest to idealne słowo opisujące nasz związek. Zaufanie, pomoc, tęsknota, wsparcie.
"Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
. Wszystkie te przymioty pasują idealnie.
Czytałam wiele tekstów biblijnych na temat miłości czy współżycia. Mi nie jest łatwo do końca zrozumieć wszystkiego, ponieważ Biblia nie mówi do końca jasno, przynajmniej tak mi się wydaje. W dekalogu zabrania się cudzołóstwa, czego także do końca nie wiem jak tłumaczyć. Jeżeli chodzi o Kościół (księża), ciągle tłumaczone jest, że seks przed ślubem to wielki grzech, niektórzy księża nawet przedstawiali mi to z taką wagą grzechu jakby to co najmniej była zbrodnia. Ale także Kościół głosi, że antykoncepcja jest zła, na co w Ewangelii tak na prawdę dowodu nie ma.
(...)
Tutaj jest to świetnie przedstawione, i zgadzam się z tą opinią. Poza tym co inny ksiądz to na różne tematy inaczej mówi, a jednak księża też są ludźmi, mogą grzeszyć i mylić się. Po analizowaniu tekstów biblijnych i nauki Kościoła, tekst wskazuje na to że mąż i żona powinni się sobie oddać bezgranicznie. Tego jestem pewna.
Przejdę teraz do sedna. Oczywiście chodzi o to że w tym wieku i ja go pragnę i on mnie. Kochamy się szczerze. Według Kościoła nie wolno nam nawet pragnąć siebie, tym bardziej uprawiać seksu. Jedynym rozwiązaniem byłby ślub. I ja jestem na to gotowa, byłabym w stanie spędzić resztę życia z nim, gdyby spytał, jestem pewna że odpowiedziałabym "tak". Okej ale koniec, myślmy realnie. Jeżeli chodzi o ślub, bo o weselu nawet nie ma co mówić. Nie mamy pieniędzy, rodzina pomyśli że jesteśmy chorzy chcąc w tym wieku, będąc 1,5 roku razem wziąć ślub, albo pomyślą że "wpadłam", druga sprawa, po ślubie. Uczymy się. Studia, szkoła, brak pieniędzy. Bez nie dopuszczalnej przez Księży antykoncepcji narodzi się dziecko, na które też nie będzie pieniędzy. Kiedy by one były? Koniec studiów (ok. 24 lata), dwa lata na zarobienie "jakiejś" kwoty żeby można było żyć, lub chociaż wziąć kredyt. I jaki wiek zostaje? 26 lat. Czyli za jakieś 8 lat realnie, mam wziąć ślub, uprawiać seks, mieć dziecko i szczęśliwie żyć. A co teraz w takim razie? Mamy kochać się nawzajem i 8 lat "cierpieć" nie mogąc się zbliżyć? Realia są takie, że "nie można wtedy, kiedy najbardziej się chce". Nie da rady młody człowiek wytrzymać z kochającą i kochaną osobą 8 lat bez zbliżenia jakiegokolwiek. Jakie jest rozwiązanie? I tu właśnie jest problem. Są pewne zalety i wady takiego rozumowania, nauczania przez kościół. Takie nauczanie ma powodować szczęśliwe związki, bez "niechcianych ciąż", bez wolnych związków, czy seksu dla przyjemności. Ale co, gdy dwoje ludzi na prawdę się kocha, a nie może wziąć ślubu? 8 lat to na prawdę dużo.
Może najpierw o tych wątpliwościach natury teoretycznej, o Biblii, nauczaniu Kościoła. Dlaczego nie powinno się współżyć przed ślubem?
Wbrew pozorom jest w Biblii na ten temat dość dużo. W Starym Testamencie. Choćby to, że współżycie bez ślubu - także przez osoby niezwiązane z kimś innym - uważane było za poważne wykroczenie. Istniał wręcz przymus, by ci, którym się to zdarzyło, zawarli małżeństwo. Wiem, inne czasy. Ale to nieprawda, że w Biblii nic o tym nie pisze.... A i w Nowym Testamencie nawet pożądliwe patrzenie uważane jest za grzech... Zobacz Kazanie na górze, Mateusz 5...
Druga rzecz. Cudzołóstwo. Tak to brzmi w języku polskim. Kiedy dwoje ludzi staje się jednym ciałem? Kiedy mogą powiedzieć, ze łoże tego drugiego jest jego łożem? Ano po ślubie. Nie, nie tylko zdrada małżeńska jest cudzołóstwem...
A teraz o owym czekaniu 8 lat. I realiach.
Kiedy próbuję sobie przypomnieć okoliczności ślubu w mojej rodzinie i wśród moich znajomych, to nie przypominam sobie ani jednej pary (no, może prócz mnie samego, który dostałem w spadku mieszkanie), która byłaby na starcie "zabezpieczona". Młodym na początku ich wspólnej drogi prawie zawsze wszystkiego brakuje. To oczywiste: nie zdążyli się dorobić. Bardzo często rodzice stają wtedy na rzęsach, żeby jakoś pomóc. A to znajdzie się pokój u nich, a to okazuje się, że można - oczywiście na kredyt - kupić mieszkanie, a to zostaje mieszkanie po babci itd... To, że trudno to sobie wyobrazić nie znaczy, że nie można razem wystartować.
Studiujecie? Przecież gdzieś mieszkacie, prawda? Jeśli studiujecie w jednym mieście nie taniej wynająć coś razem? Wiele par tak robi, ale o dziwo, choć na to wpadli, ślubu dalej nie chcą. Podobno ich nie stać. Nie rozumiem jaka różnica finansowa między sytuacją, gdy mieszkają razem bez ślubu a tą, że mieszkają razem po ślubie. Rodzice mogą dalej dawać na życie, można dalej dorabiać... Małżeństwo niczego tu nie zmienia.
Dzieci? Kościół oczywiście mówi "nie" środkom antykoncepcyjnym Wyjaśnijmy: nie są one 100 procentowym zabezpieczeniem przed poczęciem. Dają tylko iluzję, że na pewno do niego nie dojdzie. Ale czasem dochodzi. Kościół proponuje naturalne metody planowania rodziny. Oparte są na obserwacji cyklu kobiety. W pierwszych latach po ślubie, gdy chcecie odłożyć powołanie do istnienia nowego życia, możecie je stosować. I choć pewnie trudno będzie wam powstrzymywać się od współżycia, to przecież nie będziecie musieli żyć we wstrzemięźliwości 8 długich lat. Można te metody stosować "z zapasem", rezygnując ze współżycia w sytuacjach niepewnych... Możecie być razem. A świat sie nie zawali nawet wtedy, gdy pojawi się dziecko. Ludzie sobie w takich sytuacjach radzą. Wy pewnie też dalibyście radę...
No i to wesele... A kto mówi, że musi być? Rodzina? Bo Kościół zdecydowanie nie. Kościół nie ma nic przeciwko ślubom bez wesel. Możecie spokojnie wziąć ślub zapraszając tylko najbliższych na kawę i ciasto. Nic się nie stanie, jeśli wesela nie będzie. A jeśli nie potrafisz sobie wyobrazić, że może być ślub bez wesela, to zwróć uwagę, ze to nie przeszkoda obiektywna, ale przeszkoda wynikająca z Twoich oczekiwań, z Twoich wyobrażeń.
Nie wiń więc Kościoła, ze ma nieżyciowe podejście do spraw. Po prostu odrzućcie stereotypy. Nikt nie każe wam czekać ośmiu lat. Myślę, ze to wręcz niezdrowo. Że narzeczeństwo dłużej niż 2-3 lata trwać wręcz nie powinno. Tyle że jak długo będziecie czekać z zawarciem małżeństwa zależy nie od Kościoła, ale od was.
J.