Paweł Dąbrowski 31.10.2016 18:54

Nasunęło mi się jeszcze jedno pytanie. Naczytałem się artykułów niejakiego O. Broszkowskiego, który zapatrzony w św. Augustyna stara się sprowadzić powołanie małżonków do płodzenia dzieci (nie bez znaczenia może być też fakt, że jest on związany z Drogą Neokatechumenalną). Poczytałem KKK i nie ma wątpliwości, że KK naucza jasno, że akt małżeński ma podwójne znaczenie: jednoczące małżonków i prokreacyjne oraz, że nie mogą one być rozdzielane. Kiedyś jednak faktycznie tak nie było - KPK z 1917 wyróżnia tylko jeden "pierwszorzędny" cel małżeństwa i jest nim właśnie zrodzenie potomstwa. W aktualnym KPK nic takiego nie ma (bo jest on kompatybilny z KKK). Te kwestie nigdy nie były (wg mojej wiedzy) zdogmatyzowane, nie było też na ten temat wypowiedzi określonych jako ostateczne. Czy dobrze zatem rozumiem, że było to po prostu zwyczajne nauczanie, które się zmieniło? A jeżeli tak, to czy stało się to w jakimś konkretnym momencie (sobór?, jakieś oficjalne stanowisko?), czy była to bardziej ewolucja?

Odpowiedź:

Myślę, że dzisiejsze nauczanie Kościoła odnośnie do małżeństwa przeszło, zwłaszcza w XX wieku pewną personalistyczną ewolucję. Myślę, że wielka w tym zasługa Pawła VI i Jana Pawła II.

Jeśli mogę swoje trzy grosze do tych rozważań dodać... W dawniejszych czasach małżeństwo i rodzinę częściej traktowano jako swoiste przedsiębiorstwo. Bo i ludzie rzadziej pobierali się z wielkiej miłości, a częściej z rozsądku, dla utrzymania siebie, bliskich. Co oczywiście nie znaczy, ze miłości nie było, ale akcenty chyba jednak były ciut inne. Stąd posiadanie potomstwa wydawało się rzeczą tak istotną. Rodzice w ten sposób zapewniali sobie też utrzymanie na starość. Dziś, w dobie ubezpieczeń społecznych...

Jako człowiek kochający Biblię usiłuję też odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to z tym małżeństwem jest w Biblii.W moim odczuciu nigdzie w Biblii nie ma czegoś takiego, ze głównym celem małżeństwa jest zrodzenie dzieci. Owszem, dzieci są wyrazem Bożego błogosławieństwa, są chciane i pożądane, a ich brak jest ukazywany jako cierpienie. Ale nie to jest ukazywane jako główny cel życia małżonków. Ot Abraham: celem jego życia było być posłusznym Bogu. Podobnie jest u Izaaka czy Jakuba: mówić Bogu tak. Nie inaczej jest z Mojżeszem czy królem Dawidem. Nie mówiąc już o tym, że celem Maryi było macierzyństwo, ale tylko jednego Człowieka. Wydaje mi się więc, że zawężanie szerokiego ludzkiego powołania do prokreacji, to nieporozumienie.

"Bądźcie płodni i rozmnażajcie się" to Boże błogosławieństwo, nie nakaz.Człowiek ma uczestniczyć w czynieniu sobie ziemi poddaną, ostatecznie też w zbawianiu swoich braci. Ale niekoniecznie jego głównym celem jest tam przekazywanie życia. Tak powołanie człowieka widzi Biblia. 

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg