Gość 13.03.2016 02:56
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,
Przepraszam, że to znowu ja, ale rozwinę wpierw pytanie o grzechy cudze... Znajomi znają moje poglądy. Kiedyś było popularne na znanym portalu społecznościowym ustawianie sobie profilówek z tęczową flagą. Dla przekory ustawiłem taką z flagą Watykanu. Wiadomo, żeby pokazać odmienność moich poglądów wobec tego, co proponuje tamto środowisko. W sumie nawet mocna deklaracja.
Jednak polubiła moje zdjęcie znajoma z lewicowym światopoglądem i zachęciła do polubienia jej profilowego zdjęcia właśnie z tęczową flagą, co też zrobiłem. Uznałem to za symbol sympatii i tego, że odróżniamy siebie od swoich poglądów. Szanuję ją jako człowieka, odczuwam do niej sympatię pomimo poglądów. Czy zrobiłem coś złego? Czy wyraziłem tym samym poparcie dla jej światopoglądu? Wątpię, żeby tak to odebrała, bo sytuacja raczej była jasna... Ale i tak potem jej zdjęcie pozbawiłem mojego polubienia i nie wiem, czy dobrze zrobiłem, bo gdyby to zauważyła, to mogłaby to odebrać jako dosyć niemiłe posunięcie z mojej strony.
Mam też pytanie o to, czy wrzucenie jednego włosa do umywalki jest grzechem ciężkim, kiedy wiem, że jak się zbierze tam dużo włosów, to umywalka się może zapchać? W końcu to w dalszej perspektywie może być psucie sprzętów, przykrością wyrządzoną rodzicom, bo ktoś będzie przecież musiał naprawić.
Ostatnie pytanie w sumie może być niejakim podsumowaniem tego, z czym się zmagam. Moja narastającą świadomość grzechów strasznie miesza się z przesadą. Z ciągłymi chęciami wracania do przeszłości, szukania grzechów tam. Próbą męczącego rozwikłania, jaka była moja świadomość danego grzechu rok, dwa lata, trzy lata temu... Ponadto właśnie dywagacje... Ciągle, każdego dnia po spowiedzi mam ogrom wątpliwości, czy coś nie było grzechem ciężkim. Mam wrażenie, że mnie one osaczają i tylko czyhają, żeby się na mnie rzucić. Trochę hiperbolizuję, ale tak w istocie jest. Kiedyś się zastanawiałem, czy nie przesadzam z robieniem z siebie skrupulanta. Chyba jednak nie przesadzam... Tak jak zapewne nie przesadzam z robieniem z siebie osoby nerwowo chorej. Chociażby wskazują na to skrupuły, czy liczne nachalne myśli, z którymi się zmagam, a ostatnio nawet zachowania kompulsywne. Wszystko łączy się w całość i niestety wszystko w rzeczy samej koncentruje się na kwestiach religijnych.
Odpowiadający może mnie poznać nawet jak się nie podpisuję, bo moje pytania (a właściwie wstęp i zakończenie) są dosyć schematyczne (zdarzyły mi się co prawda małe zmiany, ale już ich zaniechałem), co też wynika niejako ze skrupułów.
Proszę mi wierzyć, że cierpię. Jednak kiedyś poprosiłem Boga, żeby doprowadził mnie do Nieba jak tylko będzie chciał. Nie chcę robić jakiegoś mistycyzmu z moich być może całkiem zwyczajnych problemów psychicznych, ale jednak nie odrzucam tego, że to wszystko dziać się może nie tylko z powodu psychiki samej w sobie. Ufam Panu Bogu, wierzę, że moje cierpienie ma sens.
Bóg zapłać za odpowiedź, za pomoc.
1. Nie widzę w polubienia zdjęcia z tęczą żadnego grzechu. Zwłaszcza że jasny był kontekst: Ty polubiłaś moje poglądy, ja polubiłem Twoje. Życzliwość wobec innych nie jest grzechem. To droga do dialogu, porozumienia. Trudno lajki traktować jako jednoznaczne deklaracje za czymś lub przeciw czemuś...
2. Podejrzewam, ze przy zwykłym myciu głowy czy kąpieli znacznie więcej włosów wpada do odpływu. To normalna konsekwencja zwykłej eksploatacji. Żaden, nawet najmniejszy grzech, jeśli ktoś dorzucił jeden włos dodatkowo.
3. Co do skrupułów.... Mnie się mocno wydaje, że to wynik lęku. Przecież wiadomo, ze jeden włos w umywalce czy polubienie czyjegoś zdjęcia, nawet jeśli to symbol homoseksualizmu, nie może być grzechem i to na dodatek zaraz ciężkim, śmiertelnym. Do popełnienia takiego grzechu potrzeba jest ciężka materia, czyli poważna krzywda. Czy gdyby ktoś wrzucił włos do Twojej umywalki uznałbyś to za wielkie zło? Spróbuj popatrzyć na to, co Ci się wydaje wielkimi grzechami właśnie tak racjonalnie: co byś zrobił, gdyby ktoś Tobie tak zrobił. Podejrzewam, ze w wielu wypadkach, kiedy ludzie tak robią, to nawet nie zauważasz. Rozumiesz? Byle co nie jest wielkim złem. Nie mówiąc już o tym, ze do popełnienia grzechu ciężkiego potrzebna jest pełna świadomość i dobrowolność czynu...
Musisz po prostu wbrew swoim lękom uwierzyć, ze Bóg nie zajmuje się takimi drobiazgami. To znaczy nie doszukuje się wszędzie zła na siłę. Walka ze skrupułami to konieczność uwierzenia, że Bóg jest dobry i nie jest naszym wrogiem, czyhającym na nasze najdrobniejsze potknięcie, by nas wtrącić do piekła. Pamiętaj jaki jest Twój Bóg. I świadomie przełamuj te strach. Zresztą, gdyby Bóg był taki, chciałbyś być w niebie? Chcesz innego Boga innego nieba. Wierząc że Bóg jest dobry i ciągle to sobie powtarzając będziesz umiał zapanować nad lękiem, że za byle co może chcieć wtrącić Cie do piekła.
Traktujesz swoja sytuację jako cierpienie, jakoś potrzebne Bogu. Może masz i rację. Ale ja bym radził raczej pozbyć się tego wykrzywionego jednak obrazu Boga i zbudować w sobie inny, taki, który byłby zgodny z tym, jak Boga przedstawił nam Jego Syn, Jezus Chrystus... On nic nie mówił o tym, że trzeba zwracać uwagę na każdy drbiazg, bo zaraz będzie ciężki grzech. Wręcz przeciwnie.
J.