Gość 10.03.2016 00:48
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,
Przeczytałem jeden artykuł w internecie. Ukazał się on w pewnym dwumiesięczniku. W zasadzie nie powinien się był przejmować, bo w końcu przeczytałem go na katolickim portalu. Mój skrupulatyzm (jak sądzę) kazał mi jednak sprawdzić, czy można gdzieś na wszelki wypadek ten dwumiesięcznik kupić, żeby nie było grzechu kradzieży. Okazał się, że można... Można było. Już cały nakład wysprzedany. W końcu było to wydanie z roku 2011. A mnie ta informacja ucieszyła i nie powiem, niejako na to liczyłem.
I teraz mam garść pytań... Czy grzechem było przeczytanie tego artykułu w internecie? A jeśli nie, to może grzechem było samo liczenie na to, że nie znajdzie się możliwości kupienia tegoż dwumiesięcznika? I czy powinienem zadośćuczynić kupując inne wydanie tegoż dwumiesięcznika? A może przesadzam od początku do końca, tym bardziej, że mogę dostać to wszystko, co mam prawo przypuszczać, w bibliotece, a artykuł znalazłem wiszący na ogólnodostępnym portalu od 4 lat, co oznacza, że raczej prawa autorskie nie zostały złamane?
Bóg zapłać za odpowiedź.
Odpowiadający nie widzi powodu, by przeczytanie artykułu z archiwalnego dwumiesięcznika uznać za grzech. Jakikolwiek. Nawet gdyby chodziło o numer aktualny, nie widziałbym grzechu w czytaniu.
J.