Gość 10.11.2015 23:31
Szczęść Boże.Ja chyba nie potrafię już zaufać jakoś Panu Bogu,mam 18 lat ale dużo się modliłam próbowałam robić różne "społeczne"rzeczy,stawać jakoś anonimowa w obronie innych mimo mojej nieśmiałości.Starałam się być kimś,kim nie jestem,być nawet sztucznie miła dla kogoś,komu musiałam wybaczyć kilka krzywd,wiele rzeczy robiłam a najgorsze jest chyba to że ja nie potrafiłam zaakceptować swojej grzeszności.Jezus przecież tak subtelnie podchodzi do każdego z nas,wie,że jesteśmy słabi a ja mówiłam :Tak Panie,jestem grzeszna"a nadal dązyłam do jakiegos chorego perfekcjonizmu.Około 2 lat temu zaczęły się moje mam wrażenie skrupuły ale nie wiem bo żaden ksiądz mi tego nie powiedział,może ja po prostu nie umiem się dobrze spowiadać i otworzyć przed spowiednikiem.Mam wrażenie ze przez to co nazwałam skrupułami pogłebia się jakaś moja nerwica,lęki.Ja uczę się w liceum,muszę sie uczyć a jestem ciągle w jakimś stresie,nerwach że muszę jeszcze coś zrobić,np.pomodlić się za świętokradztów bo inaczej oni przyjmą Pana Jezusa który w ich sercach będzie się czuł jak przed męką(tak powiedział do pewnej mistyczki),doszło do tego,że ja czasem przejeżdżając autobusem czy gdzieś przechodząc mam wrażenie że na chodniku lub na jakiejś alejce ktoś leży i muszę się oglądać.Doprowadziłam do tego,że nachodzą mnie chore myśli,np.czy Bóg mnie kocha.Mam tu kilka pytań
1.Dlaczego wszyscy musimy odpowiadać za grzech pierwszych rodziców. Dlaczego Bóg zesłał Potop? Czy nie przeczy to jakoś Jego miłosierdziu?Tyle różnych pożarów,powodzi na świecie w których cierpią sprawiedliwi ludzie czy Bóg nie może im pomóc tylko nas wszystkich ukarał za Adama i Ewę?
2.Dlaczego Bóg stworzył niektórych aniołów skoro wiedział że sie od Niego odwrócą?I nachodzi mnie straszna myśl,że,Bóg cieszy się naszym cierpieniem.Wiem,to nieprawda,ale te wątpliwości odnośnie naszej odpowiedzialności za Adama i Ewę i Bożego Miłosierdzia strasznie mi uwierają.
3.Jak zaufać Jezusowi,Bogu,Jego miłości?Do tej pory duzo się modliłam prawie codziennie Msza a jakoś czuję że nie tędy droga.
Ja sama siebie chyba do końca nie znam,w mojej duszy gromadzi się coraz więcej czarnych chmur wątpliwości ja momentami nie wiem jak mam się spowiadać czy grzechy lekkie ktore uważam że są związane z czyms natrętnym można pominąć?Przepraszam,ze się tak rozpisałam,ale ten portal jest dla mnie taką deską ratunku duchowego.
Zacytuję:
"(...) jestem ciągle w jakimś stresie,nerwach że muszę jeszcze coś zrobić,np.pomodlić się za świętokradzców bo inaczej oni przyjmą Pana Jezusa który w ich sercach będzie się czuł jak przed męką (tak powiedział do pewnej mistyczki),doszło do tego,że ja czasem przejeżdżając autobusem czy gdzieś przechodząc mam wrażenie że na chodniku lub na jakiejś alejce ktoś leży i muszę się oglądać".
Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że wiem w czym problem. Nie, nie w tym, że wydaje CI się, że musisz we wszystkim Bogu pomóc, bo On sam nie da rady. Choć może o to też chodzi. Przede wszystkim chyba jednak o to, że nie masz zaufania do tego, że Bóg jest dobry. Stąd to poczucia obowiązku, że jeszcze trzeba zrobić to czy tamto. Tak, poczucie obowiązku. I pewnie wydaje CI się, że jak tym obowiązkom nie podołasz, to Pan Bóg Cię ukarze...
Wydaje mi się, że jedynym lekiem na tę chorobę jest oświecony Bożym objawieniem rozum. Jest oczywistym faktem, ze sam Jezus nie pomógł wszystkim chorym, którzy w Jego czasach mieszkali w Palestynie. Owszem, uzdrawiał, bo miał taką moc, ale nie do wszystkich dotarł. Wielu pewnie pozostało chorymi. A on nie biegał za nimi. Mimo wszystko sporo czasu poświęcał samotnej modlitwie... On wie, że Ty nie możesz się rozczworzyć, ani tym bardziej rozsiódmić. Nie jest Twoim obowiązkiem pomóc wszystkim potrzebującym. Nie dasz rady. Leżącym na ulicy mogą też pomóc inni.
Przede wszystkim zaś musisz pamiętać, ze tenże Jezus nie nawrócił wszystkich grzeszników, z jakimi się spotkał. Więcej, po ludzku to ci grzesznicy nawet z nim wygrali, bo go zabili. Jasne, dobrze że się modlisz. Ale nie jesteś w stanie, nawet swoją modlitwą, wszystkich odciągnąć od zła. Módl się ile podpowiada ci zdrowy rozsądek. I nie wiń się, że nie za wszystkich się modlisz. Zwłaszcza nie za wszystkich codziennie.
Pamiętaj więc i mimo lęku że jest inaczej, przypominaj to sobie rozumem: Bóg jest dobry i nie żąda od nas rzeczy niewykonalnych. Gdy stajesz takim problemem wcale nie domaga się, byś się sprężyła i zrobiła tyle, że już na nic czasu nie zostanie. On rozumie, że musisz też zwyczajnie żyć. Sam zwyczajnie żył...
No to może teraz odpowiedzi na te bardziej konkretne pytania...
1. Potop spadł na ziemie nie z powodu grzechu Adama i Ewy, ale grzechów ich potomków. Czytając opowieść Księgi Rodzaju można zauważyć, że chodziło o postawienie tamy złu, które ciągle się rozprzestrzeniało. Wydaje mi się, że to ważna konstatacja. My też dziś jesteśmy przekonani, że można zwalczać zło siłą. Bóg pokazuje nam, że, owszem, próbował. I nic to nie dało. Na pewno więc nie powinniśmy iść ta drogą...
Dlaczego człowiek cierpi za grzechy Adama i Ewy... Niezupełnie tak jest. Przecież wszyscy popełniamy grzechy. Cierpimy, bo sami, my, ludzkość, też ciągle popełniamy grzechy. Bóg po prostu pozwolił, by człowiek został wydany na pastwę żywiołów świata (kataklizmy, choroby) oraz złych ludzi. Adam i Ewa podejrzewali przez namowę węża, że Bóg coś ważnego i pięknego przed nimi ukrywa. Bóg pokazał, co ukrywał, przed czym nas strzegł. Dziś zresztą stawiamy się podobnie. Czego wyrazem jest Twoje pytanie. Nie ufamy Bogu. Ziemskie doświadczenia to jeden z elementów Bożej strategii przekonywania nas, że warto Mu zaufać... Tak, nie pomyliłem się. W krótkiej perspektywie ktoś może się na Boga obrażać, ze spotyka go zło. Z czasem zaczyna tęsknić za światem bez zła. I odkrywa, ze Bóg taki chce człowiekowi dać. Ale problemem jest to, ze my ciągle chcemy po swojemu...
2. Nie wiem dlaczego Bóg stworzył istoty, które jak się później okazało, sprzeciwiły się Mu. Podejrzewam, że kluczem jest tu zrozumienie, że chodziło o wolność. O stworzenie istot wolnych, które nie muszą, ale mogą kochać. I to, by ostateczne te wolne istoty, zasmakowawszy wolności od Boga jednak ku Niemu się zwróciły...
Czy Bóg się nami bawi.. Nie sądzę. Wydaje mi się, ze jest raczej tak, jak to przedstawiono W TYM BLOGU
3. Jak zaufać Bogu... E... bez przesady. To jak z przejściem nad przepaścią. Nie da się znaleźć sposobu na to, żeby przestać się bać. Przekonywanie też niewiele da. Po prostu trzeba wyłączyć strach i pójść. Naprawdę. Nic nie da znajomość "sposobów" na zaufanie. Każdy taki sposób będzie zresztą mniejszym czy większym okłamywaniem się. Po prostu trzeba się przełamać i uznać, że Bóg wie co robi. Co nie znaczy, że nie można na modlitwie pytać dlaczego to albo tamto. Ale wahanie się nie ma sensu. Bo cóż to da, jeśli nie będziesz Bogu ufać? Zdołasz się jakoś przed Jego zrządzeniami obronić?
4. Grzechy lekkie zawsze można w spowiedzi pominąć.
J.