Gość 10.11.2015 21:46

Mam kilka nurtujących mnie pytań:
1) Jak moralnie należy postępować w przypadku osób w terminalnym stanie? Chodzi mi o żywienie przez sondę. Podobno w Polsce jest tak, że nie ma obowiązku zakładania sondy i żywienia pacjenta umierającego (sugeruje się, że nie wpływa to na długość przeżycia). Jednakże czy nie będzie to trochę tak, jakbyśmy zaniedbywali pacjenta (przyczyniali się do jego przedwczesnej śmierci), nie dostarczając mu pożywienia? Przecież są osoby "umierające", określane tym terminem, które umierają np. dopiero po 2 latach, więc nie dostarczając pożywienia tym osobom, niejako skracamy ich życie (w domyśle można by powiedzieć, że jest to rodzaj eutanazji..). Może jest to gruba przesada? Jak podchodzić to tego tematu? Może dodam jeszcze, że pracowałam w różnych szpitalach itp. i byłam świadkiem, że w niektórych każdemu, kto nie mógł już sam jeść (przez usta) zakładano sondę. Jednak pamiętam też, że raz była starsza kobieta umierająca, która nie miała założonej sondy. Czy takie postępowanie jest moralnie dobre?
A co z tzw. dopajaniem, czyli zakładaniem kroplówki? W Polsce to obowiązek, ale w niektórych krajach nie robi się tego, tylko delikatnie zwilża usta umierającej osoby. Czy takie zachowanie nie jest rodzajem eutanazji poprzez zaniedbanie?
2) Przypadek rzadki, ale jednak się zdarza. Kobieta zachodzi w ciążę i okazuje się, że jest to ciąża pozamaciczna - z zagnieżdżeniem zarodka w jajowodzie. Z tego co wiem, jest to stan zagrożenia życia dla matki, gdyż jeżeli dziecko będzie się rozwijało, to w końcu dojdzie do pęknięcia jajowodu i w efekcie śmierci matki i dziecka (bo ono nie zdąży się rozwinąć). Czy w takim przypadku będzie moralnym złem podanie kobiecie środka powodującego obumarcie zarodka(=zabicie dziecka)? Wiem, że był przypadek, iż stał się cud, bo kobieta wierzyła, że jej dziecko przeżyje i nie zgodziła się na zniszczenie zarodka. Przeżyła zarówno ona jak i dziecko, co jednak było bardzo długą walką z różnymi powikłaniami i wymagało wielu skomplikowanych zabiegów medycznych. Jednak w większości przypadków, ciąża taka jest zagrożeniem życia i lekarze kierują matkę do tego, by zniszczyć, czy usunąć zarodek. Czy jest to moralnie uzasadnione?
3) i jeszcze spojrzenie na punkt 2) z drugiej strony. Czy jeżeli taka matka, wiedząc że patrząc pod względem medycznym, nie ma szans na ocalenie jej i dziecka, nie zgodzi się na zniszczenie zarodka (zabicie jej dziecka) i tym samym skarze siebie i dziecko na śmierć, to nie będzie to złe? Bo przecież, gdyby się zgodziła usunąć zarodek, ona by przeżyła, a tak zginie i dziecko i ona. Oczywiście dla osoby wierzącej zawsze pozostaje możliwość zaistnienia cudu, czyli nadzwyczajnej interwencji Pana Boga, co miało miejsce w powyższym przypadku. Jednakże można by rzec, że zdarza się to dość rzadko, może właśnie przez brak wiary w to. Czy kobieta nie popełni grzechu, jeśli nie zgodzi się na ratowanie jej życia poprzez zabicie nowo poczętego dziecka? Czy nie będzie to nieroztropne podejście?
Wiem, że pytanie może wydać się czystym teoretyzowaniem, jednak kiedyś zastanawiałam się nad tym, co by było, gdyby mnie spotkała taka sytuacja i doszłam do wniosku, że nie mogłabym zgodzić się na zabicie mojego dziecka, po to bym ja mogła żyć. Miałabym poczucie że robię coś strasznego i wolałabym umrzeć niż coś takiego zrobić. Ale wtedy przyszła myśl, że może byłoby to nie szanowaniem swojego życia i pozwoleniem na większe zło (śmierć 2 osób - mnie i dziecka, a nie jednej - dziecka). Dlatego bardzo chciałabym dowiedzieć się, jak do tego tematu odnosi się Kościół, jak to moralnie widzieć.
Z góry dziękuję za odpowiedzi.
Z Panem Bogiem!

Odpowiedź:

1. Nie chciałbym wypowiadać się tu o szczegółach, bo to dość delikatna kwestia; rozróżnienia między uśmierceniem przez zaniedbanie a niepotrzebną, uporczywą terapią.  Pewnie w każdym wypadku wszystko wygląda ciut inaczej. Dlatego polecałbym materiały zamieszczone na stronach katowickiego duszpasterstwa służby zdrowia:

http://dsz.katowice.pl/page.php?39

http://dsz.katowice.pl/page.php?63

Dodałbym jednak jeszcze jedno: lekarz powinien znać i szanować ogólne zasady, ale to on ostatecznie w konkretnych sytuacjach podejmuje decyzję. Pewnie często konsultując z innymi lekarzami czy rodziną. W sytuacjach granicznych byłbym wyrozumiały, gdy lekarz pomyli się w jedną czy drugą stronę. To znaczy dany przypadek źle zakwalifikuje. To są trudne wybory. Np. w wypadku podawania środka przeciwbólowego, który ma uśmierzyć ból a jednocześnie może spowodować wcześniejszą śmierć. Co innego podać lek z zamiarem zabicia, co innego chroniąc przed strasznym bólem podać go wiedząc, ze przyspieszy śmierć...

2-3. Na drugie i trzecie pytanie też najlepsza odpowiedź znajdzie Pani na stronie duszpasterstwa służby zdrowia. Czyli pod adresem:

dsz.katowice.pl/news.php

Ogólna zasada stanowi, że nie wolno wprost chcieć śmierci dziecka; wolno za to podjąć działania mające uratować życie matki nawet jeśli wiadomo, ze doprowadzą do śmierci dziecka. Jako nielekarz nie chcę przekładać tego ogólnego stwierdzenia na jakąś szczegółową sytuację...

W drugim przypadku... Nikt nie jest zobligowany do bycia bohaterem, ale też chyba trudno mówić o grzechu tego, który tak chciał się zachować.. Tak bym sprawy widział...

J.

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg