Adam G. 06.02.2015 09:03
Przez długi czas modliłem się o cud aby znaleźć dziewczynę z którą się będę dobrze dogadywał, nie zbyt ładną, bo nie o to chodzi. I cud się wydarzył (na studiach). Gdy o tym myślałem, wprost nie mogłem uwierzyć w to że pojawił się ktoś taki. Wszystko było w porządku dopóki nie pojawiła się inna dziewczyna. Z charakteru nijak mi się nie podobała, jedynie z wyglądu i coś dziwnego, bardzo silnego mnie do niej pchało, choć wiedziałem że i tak nic z tego nie będzie. Ta pierwsza dziewczyna oczywiście to wyczuwała i w pewnym momencie ją to poirytowała - zaczęła raczej unikać ze mną kontaktu. Z kolei znajomość z tą drugą zrobiła ze mnie psychiczną marmoladę - strasznie bałem się z nią rozmawiać, popadłem w jakieś kobiece zaburzenie typu "uzależnienie od partnera". Wyszły na jaw jakieś kompleksy, tu dzież inne problemy z osobowością, depresja itd. W między czasie ta pierwsza wyjechała za granicę na wakacje do rodziny i poznała tam kogoś innego. Jeszcze po powrocie dawała mi sygnały że woli być ze mną, tyle że ja wtedy już nie byłem tym samym człowiekiem, po przejściach których tutaj nie będę opisywał. I zacząłem się jej bać podobnie tak jak tej pierwszej. Do niedawna dawała mi sygnały że chce ze mną rozmawiać, tylko oczekiwała że to ja będę inicjował rozmowę. Zwłaszcza przed ostatnim sylwestrem. No i zaprosił ją na sylwestra ten ktoś inny i się jej oświadczył, przyjęła oświadczyny.
Problem jest trochę skomplikowany, bo i ja jestem skomplikowanym człowiekiem. Ona myśli że ja jestem w stosunku do wszystkich ludzi tak jak w stosunku do niej. Ale przez ten dziwny stres mam pustkę w głowię i nie potrafię z nią rozmawiać ani z nikim w jej towarzystwie (tego samego doświadczałem z tą drugą dziewczyną). O ile dobrze zrozumiałem ona ma jakieś problemy a ten jej narzeczony jest w stanie jej pomóc. To jedna z kilku przyczyn. Ja tez nie dogaduję się z nią tak dobrze jak kiedyś przez swoje "stany". I choć dalej jest o mnie zazdrosna i to chyba i tak nie ma to już żadnego znaczenia.
Czy to jest tak, że Pan Bóg wysłuchuje nasze prośby tylko daje określony czas na to, abyśmy mogli to wykorzystać i jeśli tego nie zrobimy to już nasz problem? Miałem też dziwne "sygnały z Niebios" że albo zacznę działać w końcu, albo skończy się źle. I stało się. Nie mam już siły na nic. Nawet na modlitwę. Gdyby ktoś westchnął za mnie do Boga byłbym wdzięczny. Wiem że drugiej takiej dziewczyny nie znajdę, bo taka kobieta musi mieć specyficzne cechy charakteru (dlatego gdy się zadawaliśmy niektórzy się śmiali że to mezalians, ale naprawdę świetnie się dogadywaliśmy). Psycholog na NFZ przyjmie mnie raz na kilka miesięcy. Po raz kolejny zostałem ukarany za grzechy. I widzę w tym jakąś diabelską intrygę (nie będę się o tym rozpisywał już). Nawet jeśli teraz pomoże mi jakiś psycholog, psychiatra, czy choćby egzorcysta (sic!), i tak chyba za późno. Wszystko stracone na ten czas i na całą wieczność (na tamtym świecie małżonkowie mogą się przecież odnaleźć, jak to powiedział Pan Jezus w wizjach Katarzyny Emmerich).
Z Panem Bogiem
Widzisz... to jest tak, że w miłości nie może liczyć się tylko to, czego ty chcesz, ale też ten drugi człowiek. Zostawiłeś ukochaną dla innej, bo stwierdziłeś, ze tak będzie lepiej. Teraz żałujesz. W porządku. Ale skoro Ty dalej nie wiesz czego chcesz, to dziwisz się, że Twoja dawna dziewczyna przyjęła oświadczyny kogoś innego?
Nie marudź że jesteś inny, specyficzny i tak dalej. To jakim jesteś w dużej mierze zależy od Ciebie. Nie tylko od twojej przeszłości. Weź się w garść i bądź jak najbardziej wartościowym człowiekiem przez życzliwość i uczynność. Twoja wartość nie zalezy przecież od Twojej partnerki, ale od tego, jaki Ty sam jesteś...
J.