Gość 02.02.2015 21:22

Chciałam poprosić o pomoc. Jeśli popełniłam grzech to nieświadomie i w obliczu osobistej tragedii i chętnie zrzucę ten ciężar w sakramencie spowiedzi... Jednak w chwili podejmowania decyzji wydawało mi się, że to nie jest złem.
W listopadzie zaszłam w ciążę, oboje z mężem bardzo się cieszyliśmy, że nasz syn będzie miał rodzeństwo. Lekarz potwierdził ciążę, ale było za wcześnie żeby zobaczyć cokolwiek na USG. 3 stycznia trafiłam z plamieniem na pogotowie, wówczas podczas badania USG (miałby to być 10 tydzień ciąży, więc powinien już być widoczny płód z bijącym sercem) okazało się, że dziecka nie ma. Jest tylko puste jajo płodowe... Byłam załamana... Lekarz dał mi trzy drogi... Czekać na samoistne poronienie, założyć tabletki, które wywołają poronienie lub zabieg ginekologiczny tzw. łyżeczkowanie... Odradzał czekanie, bo nie wiadomo ile by to mogło trwać. Odradzał również zabieg, jako traumatyczne doświadczenie. Zapytałam tylko czy na pewno nie ma tam dziecka i całą noc zastanawiałam się nad decyzją. Rano poprosiłam o tabletki. Bardzo to przeżyłam, ale wtedy uznałam, że skoro nie ma tam dziecka to tylko pozbywam się pozostałości ciąży... Jednak po powrocie do domu zaczęłam się zastanawiać, że może mogłam to zostawić w rękach Boga? Może powinnam poczekać? Proszę o odpowiedź czy to co zrobiłam, jest grzechem przeciwko życiu poczętemu? Które się przecież nie rozwinęło...

Odpowiedź:

Skoro dziecka nie było nie popełniła Pani żadnego, nawet najmniejszego grzechu. Lekarz teoretycznie mógł się pomylić, ale i wtedy działała Pani przekonana, że nie ma dziecka. Nie jest tu Pani niczemu winna... Naprawdę...

I przepraszam, ze piszę to dopiero teraz, ale w nawale innych zajęć nie nadążam z odpowiedziami. Tym razem wielka szkoda, że nie uspokoiłem Pani sumienia wcześniej...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg