Parafianin Krzysztof 21.07.2014 18:38
No cóż wiem że odpowiadał Pan ta to pytanie wielokrotnie
Ale od tej strony odpowiedzi jeszcze nie widziałem na forum więc zapytam
Co z tym ściąganiem np. gier na komputer??
Wiem że to nie jest klasyczna kradzież itp. bo nie pozbawiam danego studia ich produktu tylko go pomnażam
Mówił też Pan że kradzież to też niezapłacenie za pracę ??
Ale co jeśli ściągam grę która dajmy na to została wydana 3 lata temu?? Myślę że przez ten czas ludzie tworzący grę dostali już obfite wynagrodzenie. A to że za dawną pracę nadal oczekują pieniędzy to nie może być to 2 spośród grzechów głównych z ich strony??
A co jeśli np. danej gry starszej już nie dostanę w sklepie a na Allegro są jedynie używane gry?? Przeciez jak kupię używaną to twórcy i tak się nie wzbogacą.
I teraz pytanie na ile mam słuchać się tego ludzkiego prawa??
Bo przecież jeśli pożyczę książkę z biblioteki to pisarz nie otrzyma ode mnie wynagrodzenia
Dlaczego inaczej ma być z grami?? Czy nie można ściągnąć gry , przejść ją a po kilku miesiącach usunąć??? Ja nie widzę różnicy między książkami i grami w tym oto aspekcie
Bardzo chciałbym poznać opinię Pana na moje powyższe przemyślenia
Serdecznie pozdrawiam
Krzysztof
U podstaw dylematów dotyczących różnicy między wypożyczeniem książki w bibliotece a skorzystaniem z kupionej przez kogoś innego gry leży fakt, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zmienił się nam sposób myślenia. Do niedawna książki czy muzykę (gier komputerowych nie było) traktowano jak dobro kultury. A tę należało krzewić. W tej chwili dobra te traktowane są jak towar. Są takim wirtualnym workiem kartofli.
Rzecz wzięła się chyba po części z ochrony patentami różnych nowych rozwiązań technicznych czy technologicznych. A sprzyjało jej pewnie upowszechnienie komputerowych gier. Wszak trudno traktować jako wytwór kultury. W każdym razie dziś stoimy w pewnym rozkroku. Z jednej strony część twórców domaga się traktowania ich dzieł jak towaru. Z drugiej w pewnych dziedzinach jeszcze się na to nie zdecydowaliśmy. I nie chodzi tylko o biblioteki. Zastanawiam się tak... Co by było, gdyby architekci domagali się opłat za korzystanie z ich dzieł? Ot, na przykład z takiego mostu?
I to jest drugi powód, dla którego mamy kłopot. Tradycyjną formę kupna - sprzedaży zastępuje dziś często jakaś opłata licencyjna. Z jednej strony niby wiadomo: taki program komputerowy nie może być traktowany jak kartofle, bo z powodu łatwości w jego rozmnażaniu twórca nic by nie zarobił, gdyby ktoś zaraz zaczął kupiony towar odsprzedawać. Z drugiej dochodzi do jakiejś paranoi, kiedy ciągle się jest tylko jakimś licencjobiorcą i np. nie można legalnie kupionego programu zwyczajnie sprzedać.
Jak te sprawy rozwiązać? Odpowiadający nie potrafi wskazać idealnego rozwiązania. Na pewno jednak trzeba znaleźć takie, które zrównoważy prawo człowieka do udziału w kulturze z jednej, a prawo do zapłaty z drugiej. Dyktat tylko jednej ze stron to nie najlepszy pomysł. Zwłaszcza że to najczęściej nie twórcy, ale różne niby chroniące ich praw organizacje są tu stroną. Bo dla nich to zwyczajnie niezły interes. Niewiele musi robić, a kasa płynie...
J.